W poniedziałek nowy prezes Spółdzielni Mieszkaniowej w Dąbrowie Białostockiej - Ryszard Hawrylik rozpoczął swoją pracę. Rozmawiamy z nim o planach i pomysłach związanych z funkcjonowaniem spółdzielni.
Dlaczego zdecydował się pan na udział w konkursie na prezesa zarządu?
- Były organizowane dwa konkursy. W pierwszym nie startowałem, ponieważ uważałem, że na naszym osiedlu, w naszej spółdzielni, są osoby młode, ambitne i to właśnie one będą chciały się wykazać. Miałem dobrą pracę i nie czułem potrzeby jej zmiany. W drugim konkursie zdecydowałem się złożyć swoją kandydaturę. Stało się to z różnych względów, praca w spółdzielni jest na miejscu, nie musiałbym dojeżdżać do Sokółki. Zadecydowało też to, że to jest nowe miejsce pracy, nowe stanowisko i możliwość realizacji nowych celów i planów. Przyczyniły się też do tego namowy mojej żony, która argumentowała, że więcej czasu spędzalibyśmy razem. Biorąc te wszystkie rzeczy pod uwagę zdecydowałem się wziąć udział w konkursie. Nie spodziewałem się jednak wygranej. Znałem kandydatów, którzy startowali w konkursie i widziałem pewne osoby na tym miejscu. Stało się inaczej, to ja objąłem to stanowisko.
Oprócz pana kandydowały jeszcze trzy osoby. Jakimi argumentami przekonał pan do siebie komisję konkursową?
- Nie wiem co zadecydowało o moim wyborze, o to trzeba zapytać komisję konkursową. Moja poprzednia praca też dotyczyła kontaktów z ludźmi, zarządzania pracownikami i bezpośredniego kontaktu z mieszkańcami gmin. Pracowałem w MPO Białystok Oddział w Sokółce, gdzie byłem kierownikiem. Moim zadaniem była koordynacja odbioru odpadów z terenu czterech gmin. Tak jak wspominałem, miałem kontakt z urzędnikami z tych gmin i samymi mieszkańcami. Uważam, że dobrze współpracowało się z lokalnymi samorządami i osobami tam mieszkającymi. Widziałem, że potrafię z ludźmi rozmawiać, podczas rozmowy rozwiązywaliśmy drobne nieporozumienia i wyciągaliśmy wnioski na przyszłość. Tak więc moja poprzednia praca dotyczy podobnych kwestii. Mam też wykształcenie techniczne, być może to też było moim dodatkowym atutem w oczach komisji. Gdybym nie wygrał, nie byłoby żadnego problemu, miałem pracę, w której się realizowałem i moi przełożeni byli ze mnie zadowoleni. Nie wiem dlaczego zostałem wybrany, ale cieszę się z tego powodu.
Jakie ma pan pomysły na sprawne funkcjonowanie spółdzielni?
- Pierwszą sprawą, którą trzeba się będzie niezwłocznie zająć, to sprzątanie klatek schodowych. Odbywało się ono do końca ubiegłego roku. Panie, które tym się zajmują w miesiącu styczniu robiły to, ale nie z taką częstotliwością, jak to było wymagane. Trzeba to dopracować, jedna z osób odeszła i trzeba uzupełnić obsadę. Kiedy będzie pełna obsada, wrócimy do tematu, tym bardziej, że mój poprzednik rozpoczął kampanię pytając, czy mieszkańcy byliby zgodni uczestniczyć w kosztach sprzątania. Upadło to na etapie ankiety. W naszych sąsiednich spółdzielniach sprawdza się taki wariant: mieszkańcy płacą jakąś kwotę przeznaczoną na ten cel. To jest pierwsze zadanie, może przyziemne, ale ważne. Już spotkałem się z pytaniami mieszkańców - co dalej? Następnym ważnym zadaniem jest przebudowa sieci kanalizacyjnej od ulicy Południowej wzdłuż bloków. Jest to pilne, ponieważ dochodzi tam do częstego wybijania nieczystości w piwnicach. Musimy to przerobić, bo nie może tak dalej być. Musi być dobrze, mieszkańcy na to zasługują. Poza tym trzeba się przyjrzeć umowom, które obowiązują i dokonać napraw usterek w ramach gwarancji - myślę tu o elewacjach. W dalszym okresie dochodzi systematyczna wymiana instalacji centralnego ogrzewania na rury nowego typu. To będzie miało swoje odzwierciedlenie w wysokości czynszu naszych mieszkańców.
Jakie według pana są mocne strony spółdzielni?
- To, że spółdzielnia jest mała, jest jednocześnie wadą i zaletą. Wadą dlatego, że kiedy jest większa spółdzielnia, to koszty rozkładają się na większą liczbę członków. Natomiast mała spółdzielnia sprzyja lepszym kontaktom między mieszkańcami, wszyscy się tu znamy i rozumiemy, że tylko współpraca zagwarantuje nam dobre funkcjonowanie i podejmowanie decyzji dla dobra ogółu. Nie może być kontrowersji z tego tytułu, że ktoś mieszka na parterze, a ktoś na ostatnim piętrze. Patrzenie na potrzeby wszystkich mieszkańców to rzecz najważniejsza. Miałem już zgłoszenia od ludzi dotyczące różnych problemów. Trzeba to przyjąć, uspokoić człowieka i obiecać, że kiedy będzie odpowiednia pogoda, będziemy to realizować. Musimy reagować na zgłoszenia mieszkańców dotyczące usterek. Oni najlepiej wiedzą, co ich boli. Pomimo, że tu mieszkam, nie mogę zajrzeć do każdego mieszkania. Należałoby jeszcze przeprowadzić drobną korektę naszej zieleni. Wprawdzie mamy już pozwolenie na wycinkę pewnych drzew, zostaną zniszczone też niektóre drzewa, kiedy zapadnie decyzja na Walnym Zgromadzeniu o naprawie sieci kanalizacyjnej. Kiedy do pracy wejdzie koparka, to siłą rzeczy uszkodzi korzenie drzew. Wtedy będziemy musieli podejść do tematu nasadzeń zieleni na osiedlu. Chcemy zrobić to w ten sposób, aby drzewa czy krzewy, które zostaną zasadzone, produkowały jak najmniejszą ilość odpadów, chodzi tu o liście. To ułatwi mieszkańcom życie a jednocześnie w spółdzielni będzie mniej pracy przy zamiataniu. Zwykłe rzeczy wpływają na to, jak będziemy się wzajemnie postrzegali.
Czy planuje pan zmiany w obsadzie stanowisk?
- Nie przyszedłem tu robić żadnej rewolucji. Jaki jest rynek pracy - wszyscy wiedzą. Zaczyna się on na etapie pracownika, a nie pracodawcy. Można wszystkich zwolnić i nikogo nie znaleźć do pracy. Wszelkie szybkie ruchy nie są wskazane. W tej chwili są braki na kotłowni, brakuje nam palacza. Jest to pilne zapotrzebowanie. Będzie to osoba do przeszkolenia, ponieważ wchodzi w grę obsługa pieców gazowych, olejowych. Jeżeli chodzi o sprzątanie, to będzie połączone sprzątanie klatek z terenem wokół bloków, śmietników. Będziemy potrzebowali do tego dodatkowych pracowników. Potrzebujemy rąk do pracy, a zwalniać nikogo nie mam zamiaru. Naprawdę w dzisiejszych czasach jest trudno znaleźć pracownika.
Jaką ma pan wizję, aby być bliżej mieszkańców? Wsłuchiwać się w ich problemy i próbować je rozwiązywać?
- Nie wyznaczam godzin przyjmowania interesantów, przyjmę ich i wysłucham w każdej chwili. Nie wyznaczam sztywnych ram, wiadomo, że czasami będę musiał wyjść, wyjechać, czy będę miał ważne spotkanie w sprawie spółdzielni. Przede wszystkim stawiam na rozmowę, to jest najważniejsze. Musimy ze sobą rozmawiać, nie ma innej drogi, aby osiągnąć porozumienie.
Dziękuję bardzo za rozmowę.
Rozmawiała: Halina Raducha