W kronice sokólskiej parafii prawosławnej pod datą 1 maja 1915 roku zapisano: "poświęcono we wsi Wierzchlesie pomnik krzyża ze szlifowanego czarnego kamienia, wzniesiony w intencji wybawienia prawosławnych od skutków wojny 1914 – 1915 roku – kosztem 145 rubli – z napisem: Wybaw nas Panie i chroń od nieszczęść i niedoli wszystkich mieszkańców tej wsi 1914 – 1915 rok, 1 maja". Nie minęły dwa miesiące i spora część mieszkańców Wierzchlesia ruszyła w bieżeństwo... - podaje autorka strony internetowej biezenstwo.pl.
Wiosną 1915 ruszyła ofensywa niemiecko-austriacka na froncie wschodnim, rozpoczął się odwrót armii rosyjskiej. Bezsilni generałowie carscy postanowili wcielić w życie taktykę spalonej ziemi. Propaganda kreśliła obraz Niemców jako barbarzyńskich i brutalnych Hunów, którzy sieją śmierć i zniszczenie wszędzie tam, gdzie się pojawią. Ludności cywilnej nakazywano ewakuację w głąb Rosji.
Bieżeństwo dotknęło głównie chłopów z zachodnich guberni Imperium Rosyjskiego. Najliczniej – z guberni grodzieńskiej. Opustoszały głównie prawosławne oraz mieszane wyznaniowo wsie (przytłaczająca większość bieżeńców stanowili Białorusini i Rusini); z katolickich ludzie wyjeżdżali mniej masowo – kościół namawiał do pozostania, chronili się więc w lasach, a po przejściu frontu wracali - czytamy na stronie biezenstwo.pl.
Wyjeżdżali także urzędnicy i pracownicy rosyjskich firm. Pewna mieszkanka Sokółki trafiła w 1915 roku na Zakaukazie. "W mieście Groznyj był cztery kina: "Ars", Progress", "Gigant", a czwarte... zapomniała" - wspominała staruszka, która na bieżeństwo wyjechała jako nastolatka wraz z rodziną. Do Polski udało jej się powrócić po wybuchu rewolucji bolszewickiej.
Szacuje się, że około 30 procent bieżeńców zmarła w Rosji. Najwięcej ofiar pochłonęła podróż, zarówno tam, jak i z powrotem.
"W szczególnie trudnej sytuacji była ludność powracająca (głównie w latach 1918-1922) z bieżeństwa, prawie wyłącznie wyznania prawosławnego. Uchodźcy zastawali najczęściej spalone lub rozgrabione gospodarstwa, zapuszczoną ziemię. Ich rodziny cierpiały głód i przez wiele lat ponownie były na dorobku" - pisze Jan Jerzy Milewski w książce "Województwo białostockie. Zarys dziejów (1919-1975)". I przytacza fragment wspomnień mieszkanki wsi Strzelce-Dawidowicze (powiat bielski), która wróciła z bieżeństwa pod koniec 1918 roku:
"Nie było takiej rodziny, z której ktoś nie udałby się na żebry. Chodziły głównie kobiety. Dzieci nie mogły doczekać się powrotu matki lub starszej siostry, być może poszczęści się im tym razem i spróbują prawdziwego chleba lub przypomną sobie smak gotowanego ziemniaka. Wczesną wiosną podstawowe pożywienie stanowiły młode pędy sosnowe, później szczaw. Wiosna i lato obrodziły mnogością zielska, jagód i owoców. W 1919 roku był wielki urodzaj na gruszki. Grusze pomagały również powracającym z tułaczki ustalić miejsce, gdzie przed laty stały ich zabudowania. Matka gotowała nam niedojrzałe gruszki na zrobionym pośrodku podwórka palenisku. Zupę przyrządzano z kilku rodzajów ziela. Do wrzącej wody wrzucano młode posiekane pędy pokrzywy i zabielano garścią mąki lub otrąb, jeżeli były. Tak również gotowano lebiodę".
opr. (is)
Krzyż z 1915 roku w Wierzchlesiu: