Walczymy o to, żeby ten przejazd zmodernizować – mówi Eugeniusz Żak z białostockiego oddziału PKP PLK. Tymczasem pokonanie przejazdu kolejowego na Białostockiej w Sokółce to jak jazda po muldach.
- Wczoraj go łataliśmy – powiedział nam we wtorek Eugeniusz Żak. - Jednak daje to mierny efekt, po dwóch dniach dziury wracają.
Na Białostockiej byliśmy właśnie we wtorek. Pokonanie przejazdu bez ominięcia dziur było najzwyczajniej w świecie niemożliwe. Widać, że w jednym z miejsc chlapnięto kawałkiem asfaltu, lecz było to zupełnie bezcelowe działanie.
- Od trzech lat staramy się o remont tego przejazdu. Chcemy wyrzucić stamtąd szeroki tor, jednak wszystko zależy od Warszawy, od GDDKiA – stwierdził Eugeniusz Żak.
O wyjaśnienie sprawy zwróciliśmy się do Rafała Malinowskiego, rzecznika prasowego białostockiego oddziału Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad. „Przejazd kolejowy to obszar nie tylko torów, ale też droga w odległości 4 metrów od główki skrajnej szyny – jest to teren należący do PKP i to ta instytucja ma obowiązek utrzymywać go we właściwym stanie technicznym. Natomiast droga krajowa do tego miejsca od strony Białegostoku była remontowana, a czynimy starania, aby wyremontować dalszy odcinek od strony Sokółki” - napisał Rafał Malinowski w mailu do redakcji.
Przy okazji informujemy, że nie ma szans na to, by rogatki na przejeździe przy Białostockiej były zamknięte krócej niż dotychczas (pisaliśmy o tym kilkakrotnie; przyjazd pociągu z Gieniusz powoduje, że w Sokółce tworzą się 2-kilometrowe korki). - Nasze przepisy mówią, że przejazd ma być zamknięty przed podaniem semafora na sąsiedniej stacji – wyjaśnił Eugeniusz Żak.
(is)
Przejazd na Białostockiej w Sokółce. Zdjęcia: