Z apelem do gospodarzy zwrócił się - za naszym pośrednictwem - rolnik z powiatu sokólskiego. Chodzi o protest, który od ubiegłego tygodnia trwa nieprzerwanie przed Urzędem Wojewódzkim w Białymstoku.
"Jest on związany z problemem strat wyrządzonych przez dziki. Z okolicznych gmin powiatu białostockiego protest zasiliło wielu rolników wraz z maszynami takimi jak ciągniki, kombajny czy przyczepy. Mimo to protest nie zyskał żadnego odzewu ze strony władz. Kierownictwo protestu domaga się przyjazdu ministra rolnictwa i ministra środowiska oraz rozwiązania problemu. Jako mieszkaniec powiatu sokólskiego i uczestnik protestu apeluję do rolników z naszego powiatu o pomoc! W obecnej sytuacji najważniejsze jest to, aby jak największa liczba Nas - rolników uczestniczyła w proteście. Tylko w taki sposób możemy rozwiązać narastający przez lata problem. Weźmy sprawy w swoje ręce!" - pisze nasz Czytelnik.
Do apelu dołącza Bożena Jelska-Jaroś, prezes Podlaskiego Związku Hodowców Trzody Chlewnej w Białymstoku, właścicielka gospodarstwa we Franckowej Budzie w gminie Janów.
- Dziś niemal nikt z myśliwych nie strzela do dzików. Wielu z nich mówi, że im się to nie kalkuluje. Natomiast te 3 tysiące dzików, które miały zostać odstrzelone to nie są żadne dodatkowe sztuki, tylko po prostu wykonanie planu łowieckiego. Jutro ma do protestujących przyjechać ktoś z oficjeli. Został nam pokazany film, na którym zobaczyliśmy jak minister rolnictwa mówi o tym, że w Białymstoku protestuje garstka rolników. Musimy pokazać, że to nie garstka, że problem dotyczy wielu z nas, a nie tylko gospodarzy z Zabłudowa i okolic. Rolnicy mówią, że są pastuchami dzików. Przynieśli ze sobą do wojewody faktury za karmienie tych zwierząt. Trzeba te dziki ubić, a myśliwi sobie nie radzą - mówi Bożena Jelska-Jaroś.
opr. (is)
Protest rolników w Białymstoku. Zdjęcia udostępnione przez Czytelnika: