"Z asygnatą w ręku policja z mego domu zadzwoniła do gajowego z pytaniem, czy wszystko jest zgodne z prawem. Ten odpowiedział, że wszystkie wymogi na pozyskanie drewna zostały spełnione" - napisał w liście do redakcji radny Ryszard Radziwon z Nowego Dworu.
List otrzymaliśmy w związku z publikacją telewizji TVN. Link do tego materiału zamieściliśmy w tekście Radni z Nowego Dworu bohaterami kolejnego reportażu TVN-u [WIDEO]. Jednym z wątków tam poruszonych była sprawa związana z rzekomą kradzieżą drewna przez jednego z radnych, z działki należącej do mieszkanki z gminy Nowy Dwór.
"W marcu 2011 roku w zamian za odkamienianie pola uzyskałem wszystkie zezwolenia na pozyskanie drewna. Po uzyskaniu zgody ściąłem drzewa, które później leśniczy i gajowy pocechowali. Wystawiono asygnatę, która upoważniała do zabrania tych drzew. Po przewiezieniu do domu dwóch drzew pojawiła sią policja, mówiąc, że jest zgłoszenie o kradzieży drewna (przez właścicielkę działki, na której rosły drzewa - red.). Z asygnatą w ręku policja z mego domu zadzwoniła do gajowego, czy wszystko jest zgodne z prawem. Ten odpowiedział, że wszystkie wymogi na pozyskanie drewna zostały spełnione. W krótkim czasie umorzono dochodzenie w tej sprawie. Zrzekłem się tego drewna, a te dwa, które leżały na mojej posesji, wezwaniem do odbioru rzeczy powierzonej na przechowanie miały zabrać te panie" - poinformował nas w liście Ryszard Radziwon.
Do pisma dołączono kopie dokumentów.
Z prośbą o udzielenie informacji na temat drzew, które stały się zarzewiem sąsiedzkiego konfliktu poprosiliśmy Leszka Huryna z Leśnictwa Nowy Dwór. - Ja takich spraw załatwiam bardzo dużo. Pamiętam, że było tam potwierdzenie legalności pozyskania drewna. Moim obowiązkiem było wydać zezwolenie dla właścicieli działki. A co tam dalej było, tego nie wiem. Wszystko zostało wydane zgodnie z prawem - stwierdził leśniczy.
(is)