Najprawdopodobniej białoruska prowokacja sprawiła, że grupa kombatantów czekających na odprawę w Kuźnicy została skandalicznie potraktowana przez polską Straż Graniczną. - Białorusini śmieli się, widząc całą sytuację - powiedział nam świadek zdarzenia.
W ubiegły czwartek pociągiem osobowym Grodno - Białystok przyjechała do Polski zorganizowana grupa 16 osób (trzech obywateli RP i 13 obywateli Białorusi). Starsi ludzie mieli wziąć udział w Zjeździe Żołnierzy Armii Krajowej. Przy dworcu PKP w Kuźnicy na grupę czekał autokar, którym weterani mieli jechać do Warszawy. Ludzie ci, za zgodą polskich pograniczników opuścili pociąg. Dokonano odprawy paszportowej i celnej. I wtedy zaczęły się problemy.
- Przyjechaliśmy do Kuźnicy Białostockiej. Sprawdzili nam paszporty, wysadzili na peron i powiedzieli: czekać. Czekaliśmy bardzo długo, ponad godzinę, a ludzie mają już po 90 lat i więcej. Nikt nie umiał nam odpowiedzieć, dlaczego nas trzymają. Okazało się, że czekali na dwóch wojskowych z psem. Kazali nam ustawić torby w rząd i odejść. Nie zważali na to, że w większości byliśmy w mundurach, w stopniach oficerskich. Kilkakrotnie pies obwąchiwał bagaże - mówiłą kpt. Weronika Sebastianowicz, prezes Związku AK-owców na Białorusi w rozmowie z portalem wpolityce.pl. - Najbardziej zawstydzające było to, że ci, którzy naprawdę coś przewożą nielegalnie, przekraczają granicę, aby handlować przemycanym towarem, oglądali sobie, jak nas potraktowano.(...) Nie chodzi o to, że obrazili nas, ale polski mundur wojskowy - dodała.
Według rzecznik prasowej komendanta głównego SG, mjr Justyny Szmidt-Grzech, funkcjonariusze SG otrzymali informację o możliwości przemytu przez granicę środków odurzających i psychotropowych. Tyle, że prawdopodobnie była to prowokacja białoruskich służb. - Białorusini, którzy stali przy dworcu śmieli się, widząc to wszystko - opowiadał nam świadek zdarzenia. - Polscy pogranicznicy zachowali się skandalicznie.
Tymczasem, jak podał portal polskieradio.pl, w miniony poniedziałek Weronika Sebastianowicz rozmawiała o tym, co się stało z odpowiedzialnymi za przykrą sytuację polskimi pogranicznikami. Rozmowa trwała dwie godziny. - Bardzo mocno żałowali. Przyjęłam przeprosiny, bo było mi ich szkoda - stwierdziła Weronika Sebastianowicz.
(is)