Powrót do dziś już niemal zapomnianych, a jeszcze niedawno żywych tradycji, zafundowały mieszkańcom Krynek Stowarzyszenie "Terra Incognita" oraz Gminny Ośrodek Kultury. Wszyscy zebrani w parku na Placu Jagiellońskim mieli okazję poczuć atmosferę Świąt Wielkanocnych swych dziadów i prapradziadów.
Wszystko to za sprawą ludzi dobrej woli, którzy bezinteresownie zechcieli wziąć czynny udział w przedsięwzięciu pod nazwą "Oj szli wałakalniki, trzecie regionalne spotkania z tradycjami wielkanocnymi". Członkinie chóru kościelnego z Wierzchlesia oprócz kanonu pieśni paschalnych zaprezentowały również szeroki wachlarz polskich i białoruskich utworów sprzed lat. Wystąpiła także znana już publice Zaranica oraz debiutanki - zespół dziecięcy Zaranka z Krynek. W ich wspólnym wykonaniu zabrzmiały stare konopielki z okolicznych wsi zebrane przez nieżyjącego już folklorystę Mikołaja Hajduka. Barwnym wokalno-tanecznym programem zaskoczył zgromadzonych białoruski zespół ludowy Reczańka ze wsi Koźliki. Jako ostatni w amfiteatrze wystąpił zespół Grant z poddąbrowskich Grzebieni.
Z powodu nadciągającej burzy, kolejne punkty programu odbyły się już w budynku Gminnego Ośrodka Kultury. Tam, między innymi, zorganizowano warsztaty dawnych tańców regionalnych przy akompaniamencie chyba już ostatnich wiejskich muzykantów: Anatoliusza Doroszko ze wsi Łosiniany i Mikołaja Bajguza z Nietupy. Do tańca przygrywał również zespół Grant. Na wszystkich uczestników warsztatów, a było ich niemało, oczekiwał poczęstunek.
Ze świętami wielkanocnymi związany był, sięgający korzeniami odległych wieków, zwyczaj zwany "wałokaniem" lub – w innych okolicach – "hałokaniem". Na Sokólszczyźnie, jeszcze po II wojnie światowej, utrzymywał się on w wielu wsiach. Zachował się opis tego zwyczaju z naszego terenu z połowy XIX wieku, autorstwa Adama Bućkiewicza, szlachcica spod Babik:
Był zwyczaj upowszechniony na całej Litwie, że dnia drugiego Świąt Wielkanocnych chłopaki podrośli chodzili po sąsiednich wsiach i dworach w nocy pod okna gospodarzy, prosili o pozwolenie, rozweselić dom jego i śpiewali „Wesoły nam dziś dzień nastał”, znaną pieśń w kościele katolickim. Zwykle śpiew kończył się powinszowaniem. Za całą fatygę gospodarz wysyłał parę jaj i kawał szynki lub ciasta, ten dar nazywał się „włoczebne” a śpiewający „wołokalnicy”. Gromada chłopaków przybywszy nocą pod okna gospodarza czy to włościanina czy też szlachcica odzywa się „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus” i dopóty powtarza te słowa, aż usłyszy odpowiedź „Na wieki wieków”. Następnie pyta „Czy pozwolicie dom swój rozweselić ?” Rozumie się, że wszędzie dają pozwolenie. Wówczas śpiewają pieśń znaną „Wesołynam dzień nastał” a ukończywszy ten śpiew chórowy, jeden z najroztropniejszych chłopaków składa powinszowanie wierszem lub prozą. Czasami pięć i sześć gromadek przez tę noc, jedna po drugiej, przychodzi i dom rozwesela. Powinszowania zwykle są bardzo oryginalne.
Pod oknami domów, w których była panna na wydaniu, śpiewano specjalne pieśni, znane jako „Pawa” oraz „Kanapielka”, za co nieraz otrzymywano butelkę mocnego napoju. Gdyby gospodarz odmówił przyjęcia wałakalników – otrzymywał specjalne „życzenia”, np. takie: „Kab wam szychawali tyje pcicy, szto łaziać pa palicy, nohi jak kaczarhi, uszy jak łapaty, kab jany wam nie wychodzili z chaty”, co w skrócie oznacza, że życzyli, aby w domu było pełno wielkich szczurów. Grupy wałakalników chodziły nieraz przez całą noc. Następnego dnia urządzana była zabawa, na którą zapraszano także dziewczęta.
Zwyczaj ten nie występował na ziemiach polskich, za to powszechny był na ziemiach Wielkiego Księstwa Litewskiego, choć też nie wszystkich. Co ciekawe, nie był związany z tradycją katolicką ani prawosławną, gdyż kultywowano go we wsiach katolickich i prawosławnych. Niektórzy etnografowie twierdzą, że jego występowanie świadczy o białoruskim pochodzeniu ludności na danym obszarze, gdyż wśród innych grup etnicznych, zwyczaj ten nie występował.
AG
Oj szli wałakalniki. Spotkania z tradycjami wielkanocnymi w Krynkach: