Motocykliści z Sokółki wybrali się na wyprawę do Inguszetii. Dojechali już do Kaukazu. "Widoki są POWALAJĄCE" - piszą. Oto dalsza część notatek z podróży.
2 czerwca
Ukrainę opuściliśmy sprawnie i promem przepłynęliśmy do Rosji. Tam zeszło nam kilka godzin, Marek miał problem, bo na granicy znaleziono nóż nurkowy, należało zrobić ekspertyzę, czas 5 godzin. Całe szczęście Marek jest doskonałym negocjatorem i załatwił sprawę przy pomocy dwóch lizaków i paczki pestek. Na granicy zdarzył się jeszcze jeden incydent, celnicy złapali jakiegoś człowieka, który wiózł za dużo piwa... No jak mu nie pomóc, z chęcią zabraliśmy nadmiar. Na wieczór jak znalazł.
W Rosji, zaraz po wjeździe, Wojtkowi zabrakło paliwa, a ja przebiłem oponę. Paliwo nie problem, opona większy, mogłem jechać, bo powietrze schodziło powoli i udało się dojechać do wulkanizacji. Naprawa zajęła minutę.
Jedziemy dalej, bez dodatkowych przygód trafiliśmy do Anapy. Fantastyczny kurort, morze i góry. Nocleg wypadł nam nad samym morzem. Wieczór ciepły... odpoczywamy.
4 czerwca
Ostatnie dwa dni to masa przygód na rosyjskich drogach. Nocleg nad morzem zregenerował nasze zdrożone organizmy. Ruszyliśmy o godzinie 8 w kierunku Krasnodara, kilometry nawijamy błyskawicznie, droga świetna, paliwo w Rosji jest super. W miasteczku Krapotkino postanawiamy wymienić pieniądze, jest sobota, godzina 14.30, banki zamknięte, wreszcie dzięki uprzejmości lokalnego mieszkańca znajdujemy otwarty bank. Adam (specjalista od wymian pieniędzy... każdy tu ma jakąś profesję) stoi 40 minut w kolejce, ale udaje mu się w końcu sprawę załatwić. Pani w okienku upierała się, że bez tłumaczenia paszportu się nie da, ale jakoś się dało.
Zatrzymujemy się w najbliższej stacji na tankowanie, nagle zjawiają się lokalni "bikerzy" na swoich malutkich motocyklach. Wszyscy jak jeden mąż pijani w sztok, zachwycają się naszymi motocyklami. Czasu nie mamy na pogawędki więc błyskawicznie się urywamy.
Zatrzymujemy się w drodze przy budce z kwasem chlebowym, są rozlokowane dość często. Pani sprzedawczyni dowiaduje się, gdzie jedziemy i żywiołowo nam odradza tą trasę. "Nie jedźcie tam w żadnym wypadku, tam was od razu zastrzelą, chłopcy nie jedźcie".
Kiedy widzi, że nas nie przekona, stwierdza, że będzie tu na nas czekać, żeby sprawdzić czy żyjemy. Całe szczęście zatrzymuje się samochód i wysiada dwóch gości, którzy jadą na ryby i mówią, żeby nie słuchać, co mówi. Jeżdżą sami często do Inguszeti i nie ma tam zagrożenia.
Dostajemy informację od Jacka, że jest w Mineralnych Wodach i szuka nam noclegu. Baliśmy się przed wyjazdem, że nie będzie tu dróg, a drogi są ekstra, dwupasmówka, równa jak stół. Wjeżdżamy do Mineralnych Wód, mijamy salony Mercedesa, Porsche i innych topowych marek, dojeżdżamy do lotniska, tam spotykamy Jacka z Olegiem. Opowiadamy sobie przygody z dnia, Jacek "połucził sztraf za skoraść (prędkość)", później w mieście zginął mu Oleg. Znalazł go na weselu nieopodal i przy okazji załatwił nam nocleg.
Poranek piękny, słońce i niebo bez chmur. Jedziemy dalej. Zapomniałem napisać , że noc spędziliśmy w Kraju Stawropolskim. Następną republiką jest Kabardyno Bałkaria. Zatrzymujemy się w małej wiosce na śniadanie, kupujemy wiktuały w sklepiku wioskowym. Dla wioski najazd takiej grupy to prawdziwe wydarzenie. Najpierw nieufnie, później co odważniejsi podchodzą i pytają skąd przyjechaliśmy... z Polski... dziewięć dni na motocyklu... to niemożliwe. Już jesteśmy przyjaciółmi, takie tu zwyczaje.
Dostajemy info, że Jacek jest w Biesłanie, więc szybko się zbieramy do Biesłanu. Wjeżdżamy do Władykaukazu, zdjęcie przy napisie, a tu z piskiem opon zatrzymuje się czarna łada bez rejestracji. Wyskakuje z niej trzech gości w dresach i... "druzja, eto wy, my was uwidieli po telewizoru?" My? Znają nas? Jak się okazuje, jednak nie nas. Nieopodal był jakiś zlot motocyklowy i myśleli , że my ze zlotu.
Jeszcze zdjęcia z chłopakami. Dostajemy od nich trzy butelki wódki, tak witają gości w Osetii Północnej. Mówią: "Jedźcie z nami. Właśnie "zarezali barana" i zapraszają na ucztę. Jakoś się wykręcamy i jedziemy do szkoły w Biesłanie.
Nie potrafię znaleźć słów, żeby opisać wrażenia z pobytu w szkole. Ludzie przynoszą dzieciom wodę mineralną, stoi masa pełnych butelek wody. Na sali gimnastycznej, zdjęcia dzieci, ślady po kulach na ścianach, niewyobrażalna tragedia. Zostawiamy kwiaty i jedziemy na cmentarz, gdzie są groby dzieci. Mają osobny cmentarz, pięknie utrzymany, pod pomnikiem zabawki i woda mineralna. Widać, że rodzice przynoszą dzieciom zabawki i wodę, tak jakby żyły. Zostawiamy im piłkę z Euro 2012. Bardzo chciałem tu przyjechać, lecz po tym co zobaczyłem, myślę, że drugi raz się nie odważę... Emocje są tak silne.
W drogę do Nazrania. 20 kilometrów przed wjazdem do miasta delegacja , stroje ludowe, telewizja, minister rolnictwa ze świtą. Częstują nas chlebem (naleśnik ale smaczny) zaczynają się tańce. Najpierw para w strojach ludowych, później z tłumu wyskakują chłopaki i tańczą, nasza kolej nikt nie chce, ale "mus jest", gość musi, Jacek ratuje sytuację. Spięty jest strasznie, ale daje radę.
Tankujemy i w eskorcie policyjnej jedziemy gdzieś w góry. Po około 50 km wjeżdżamy na granicę Inguszetii. Widoki są POWALAJĄCE. Jak tu mówią - jeśli ktoś nie widział gór w Inguszeti, to nie widział gór. Nie będę opisywał, bo nie potrafię, załączymy kilka fotek . Mamy filmy i zdjęcia.
Krętymi drogami wjeżdżamy do hotelu. Powitanie, obiad i zakwaterowujemy się w czymś w rodzaju domków kepingowych. Jesteśmy w strefie gdzie jest ''suchyj zakon'', czyli alkoholu niet.
Dzięki chłopaki z Osetii... Mamy trzy butelki wódki. Mieszkamy na wysokości 1300 m, widoki wokół fantastyczne, odpoczywamy.
Po dziewięciu dniach dotarliśmy do celu naszej podróży, spotkaliśmy się z bardzo ciepłym przyjęciem, nie ma tu udawanej uprzejmości, Ci ludzie gości traktują niespotykanie życzliwie.
Cała ekipa jest w super nastroju, jutro w góry na wycieczkę. Idziemy spać.
Ważna informacja dla motocyklistów: traktują nas na drogach wyjątkowo, wszyscy ustępują drogi, przepuszczają na skrzyżowaniach, policja pozdrawia. Jacek ma same kłopoty samochodem, znowu mandat w Osetii, kolejny policjant wmawia mu że przekroczył prędkość (znak "70", ale policjant twierdzi, że "40"), zdjęcie busa zrobili w Osetii i wmawiali, że przekroczył ciągłą linie i oni mu prawo jazdy zabiorą na trzy lata.
Wniosek taki, na Kaukaz tylko motocyklem i to im większą grupą, tym lepiej. My jedziemy w osiem motocykli, to optymalnie. Nie ma kłopotu na drodze, a banda już niemała. Przez 4000 km nie zatrzymał nas żaden patrol policji, a było ich niemało.
Kolejne dwa dni spędzimy w okolicy, jutro chcemy pojechać do Czeczeni, do Groznego.
Pozdrawiamy wszystkich, trzymajcie za nas kciuki, do zobaczenia.
opr. (is)
Z wyprawy do Inguszetii. Zdjęcia nadesłane przez naszych motocyklistów: