30 stycznia 1989 roku w budynku parafii na Dojlidach w Białymstoku ksiądz Edward Rafało obudził się z silnym bólem głowy. Chciał zapalić lampkę, ale okazało się, że nie ma prądu. Wraz z gospodynią i innym kapłanem idą pod drzwi pokoju księdza Stanisława Suchowolca. Czuć intensywny swąd spalenizny. Nie słuchać szczekania dobermanki Niki. Ksiądz Rafało wyważył drzwi. Na łóżku leżał martwy ksiądz Stanisław.