Miejsca pamięci o ofiarach zbrodni niemieckich powstały już w 1944 roku. Tymczasem wciąż nie mamy w naszym kraju żadnego muzeum poświęconego zbrodniom komunistycznym - mówił Marcin Zwolski, historyk z białostockiego Oddziału Instytutu Pamięci Narodowej podczas spotkania z mieszkańcami Sokółki. Zakończyło się ono marszem z pochodniami i złożeniem kwiatów i zniczy na schodach dawnej katowni UB przy ulicy Dąbrowskiego.
Marcin Zwolski jest autorem wydanej niedawno książki "Śladami zbrodni okresu stalinowskiego w województwie białostockim". Wczoraj spotkał się z mieszkańcami Sokółki w "Lirze". Opowiadał o pracach podczas przygotowywania publikacji.
- Nasz projekt zakładał upamiętnienie miejsc zbrodni komunistycznych. Wydawało się, że nie napracuję się przy nim zbytnio. Okazało się jednak, że zachowało się mnóstwo takich miejsc i śladów, napisów pożegnalnych ludzi, którzy odeszli. Uznaliśmy, że sama dokumentacja jest na tyle ciekawa, że musi ujrzeć światło dzienne - mówił Marcin Zwolski.
- Zbrodnie popełniano w każdym Urzędzie Bezpieczeństwa w latach 40-tych. Piszę także o więzieniach. Na Białostocczyźnie po wojnie przeszło przez nie ponad 50 tysięcy osób, ponad połowa z nich była więziona za przestępstwa polityczne, a nie pospolite. Wszystkie więzienia należało uznać za miejsca zbrodni. Wykonano w nich około 330 wyroków śmierci, a co najmniej 500 osób zginęło w murach więzień w 12 latach po wojnie. Możemy mówić o minimalnej liczbie 2000 ofiar reżimu komunistycznego na Białostocczyźnie. Prawie żadna z tych osób nie doczekała się własnego grobu. Władza bała się pamięci o nich. Doszła widocznie do wniosku, że jeżeli nie będzie grobów, nie będzie też i pamięci. W końcu nie można pisać o zbrodniach komunizmu, nie wspominając o Obławie Augustowskiej, którą porównałbym do Katynia - powiedział historyk.
Przypomniał m.in. zeznanie szefa UB w Sokółce Kazimierza Góreckiego złożone po 1956 roku. Ubek opowiadał o tym jak pewnego dnia wszedł do pokoju przesłuchań. Ujrzał tam Rakowa, tzw. sowietnika, roztrzaskane krzesło i zmasakrowane zwłoki nastoletniego przesłuchiwanego. - Śledztwo w tej sprawie zostało umorzone - stwierdził Marcin Zwolski. - W dokumentach sami ubecy przyznawali, że taki był po prostu system pracy.
- Te miejsca należy jakoś oznaczyć. Tam mordowano ludzi. Chcemy, żeby w takich miejscach były tablice - dodał historyk.
Zebrani pytali m.in. o udział Żydów w aparacie represji. - Stanowili oni 34 procent kadry kierowniczej w MBP, natomiast w całej kadrze - 3 procent - wyjaśnił Marcin Zwolski. - Zdecydowaną większość ubeków stanowili Polacy. Dlatego tak trudno nam się z tym wszystkim rozliczyć.
Pracownicy IPN zbierali wczoraj także materiał DNA od rodzin ofiar komunizmu.
Po spotkaniu uczestnicy udali się w marszu z pochodniami pod dawną siedzibę UB na ulicy Dąbrowskiego w Sokółce. Odmówiono tam modlitwę, złożono wieńce, zapalono znicze.
Wczorajsze spotkanie zorganizował Sokólski Ośrodek Kultury, Instytut Pamięci Narodowej oraz Klub Historyczny im. kpt. Franciszka Potyrały "Oracza".
1 marca przypada Narodowy Dzień Pamięci Żołnierzy Wyklętych.
(is)
Spotkanie w "Lirze" i marsz pod dawną siedzibę UB w Sokółce: