Słup ogłoszeniowy u zbiegu ulic Piłsudskiego i Białostockiej to swoisty fenomen.
Niemal zawsze w ciągu dnia dostrzec przy nim można grupkę ludzi, którzy - owszem - śledzą wywieszone tam ogłoszenia, ale nie tylko. Dostrzegli to studenci antropologii z Poznania, którzy niedawno gościli w Sokółce i opisali na swoim blogu.
"Ktoś umarł. Ktoś szuka lokatora, ktoś pracy. Zimno. Ale trzeba się zatrzymać, przeczytać. Jedni idą na zakupy, inni do urzędu, jeszcze inni po prostu wyszli się przejść – nieważne skąd i dokąd, spotykają się tutaj, na skrzyżowaniu głównych sokólskich ulic. Kto? Podobno wszyscy. Jedni przyjdą pić, inni poskarżyć się na wnuczka. Po wiadomości i po rozrywkę. To tu można przyjść porozmawiać o pogodzie. To tu trzeba przyjść, żeby wiedzieć co się dzieje" - opisuje zjawisko Krystyna Lewińska.
"Starszy człowiek opowiada, że raz na tydzień lub dwa tylko czyta ogłoszenia jak idzie na targ popatrzeć. Jednak po chwili spotyka kogoś i zaczyna małą pogawędkę. Chwilę później widzę dwie starsze panie, które najwyraźniej się znają i spotykając się zupełnie przypadkiem rozpoczynają rozmowę. Gdy pytam, co się czyta, jeden z informatorów odpowiada byle co i oni nie czytają tylko rozmawiają. Inny mówi, że to centrum Sokółki. Przychodzą tu głównie emeryci aby poczytać nieszczęścia i poplotkować. Ponoć spotkać tu można ciągle te same osoby. Jest to rozpoznawalny, charakterystyczny punkt w przestrzeni miasta" - dodaje jej koleżanka Barbara Kwaśniewska (cytaty za sokoolka.blogspot.com).
opr. (is)