Ja mieszkam w Wierzchlesiu. Na zajęcia jeżdżę autobusem PKS-u - mówi Kamil Mulkiewicz, uczeń Technikum Mechanicznego w Sokółce. Aż 62 procent Internautów, którzy wzięli udział w naszej sondzie, stwierdziło, że dojeżdża do szkoły lub pracy.
Młodzi ludzie tłoczą się przystanku na ulicy Kolejowej w Sokółce. Wkrótce wsiądą do autobusów, by wrócić do swoich domów.
- Żeby rano zdążyć, wstaję o 6.30. Na przystanku jestem o 7, autobus przyjeżdża o 7.11. O 7.30 jestem już w Sokółce i idę do szkoły. Po zajęciach muszę szybko wracać na dworzec, bo o 15.30 mam ostatni autobus powrotny do domu - dodaje Kamil Mulkiewicz.
Kilka dni temu zapytaliśmy naszych Czytelników o to, czy dojeżdżają do szkoły/pracy. 38 procent z nich odpowiedziało, że nie.
- Mieszkam w wsi Planteczka oddalonej od Sokółki o 13 kilometrów. Muszę wstać dosyć wcześnie, około 6.30. Koledzy i koleżanki z Sokółki mają trochę lżej, mogą dłużej pospać, a po szkole szybciej są w domu. Ale to dla nas nie jest problem. Najgorzej jest jak spóźnię się na ostatni autobus. Wtedy muszę dzwonić do rodziców, aby przyjechali po mnie. Po godzinie 16 nie mam już żadnego autobusu jadącego w kierunku mojego domu. Bywa, że autobus z rana nie przyjedzie i nie wiadomo nawet dlaczego. Wtedy albo ktoś mnie zawiezie do szkoły, albo po prostu zostaję w domu - stwierdza Tomasz Żmurda, uczeń Technikum Rolniczego.
- Wstaję już o 6 rano. Muszę szybko zrobić makijaż i zdążyć na przystanek PKS. Jestem w Sokółce przed ósmą. Autobus prawie zawsze jest wypełniony po brzegi pasażerami, ale długo się nie jedzie, więc jest spoko. Najgorzej jest jak kończę zajęcia dwie godziny przed odjazdem autobusu. Czasami po prostu nie ma się gdzie podziać, ale wtedy można pozałatwiać swoje sprawy na mieście albo pochodzić po sklepach - opowiada wesoło Ewa, uczennica Technikum Rolniczego.
- Do Białegostoku dojeżdżałem przez kilka lat. Jak sobie policzyłem, w samochodzie spędziłem w sumie kilka ładnych miesięcy. Najgorzej było, gdy musiałem być w pracy na 7 rano i nie miałem samochodu. Autobus odjeżdżał z przystanku na Białostockiej przed szóstą. Śniadanie łykałem w biegu, później sprint, żeby się nie spóźnić. I dosypianie. To najbardziej mnie dołowało - mówi Wojtek. Kilka lat temu udało mu się znaleźć pracę w Sokółce. Najbardziej chwali sobie fakt, że może pospać... do siódmej rano.
- Z Kurowszczyzny mam do Sokółki tylko 5 kilometrów, wiec w sumie mam blisko. Ale wstaje o 6.30. O 7.20 mam busa do szkoły. Czasami długo trzeba czekać na autobus, bywa, że przyjedzie jakiś nowszy, czasami z kolei taki rzęch, że strach nim jechać. Jak czekam na autobus powrotny, to się po prostu gada na przystanku z koleżankami i kolegami, więc jakoś czas mija - opowiada Katarzyna, uczennica sokólskiego Liceum Ogólnokształcącego.
- 5.30 to moja pora, gdy wstaję do szkoły. Masakra! Mieszkam 10 kilometrów od Sokółki i niby to nie jest jakoś strasznie daleko, ale trochę trzeba się pomęczyć z tymi dojazdami. W Sokółce jestem chwilę po 7 rano. Jak jest się wcześniej w szkole, to można się pouczyć. Po szkole jak mam np. trzy godziny do odjazdu autobusu, to idę z koleżankami do pizzerii albo do kumpeli na pogaduchy. Bywa, że autobusu nie ma. Wtedy dzwonię do chłopaka albo do rodziców i tak czy siak jakoś do domu wrócę - mówi nam Anna Wróblewska, uczennica "ogólniaka".
Tuż obok stanowisk autobusowych jest postój taksówek. Pytamy kierowców, czy uczniowie korzystają z ich usług.
- Jak uczniom nie chce się iść pod górkę do szkoły, to najczęściej w cztery osoby wsiadają do taksówki i każą się wieźć do szkoły. Taki kurs np. do liceum na Mickiewicza kosztuje 5 zł. Zawsze jest opłata początkowa w wysokości właśnie 5 zł. Wliczony w nią jest kilometr jazdy. Czasami nie chcę młodym czekać na komunikację miejską, to wolą zajechać pod szkołę taksóweczką - stwierdza jeden z taryfiarzy.
Autobus zatrzymuje się na przystanku. Szarpnięcie drzwi. Tłumek młodych ludzi szybko topnieje. Na przystanku zostaje kilka starszych pań...
(SzW)
Uczniowie czekają na autobus. Zdjęcia: