Nie ma epidemii wśród dzieci, choć są przeziębienia i choroby - powiedziała nam wczoraj Barbara Antropik, nauczycielka w Przedszkolu Samorządowym nr 1 w Sokółce. - Byłem w naszych przychodniach i w Nowym Dworze, i w Suchowoli, i na Południowej w Dąbrowie. Nie ma tam aż tak wielu pacjentów - stwierdził Tadeusz Gniazdowski, dyrektor SP ZOZ w Dąbrowie Białostockiej.
- Najpierw zachorowała córka, później mąż, później ja - powiedziała nam mieszkanka Sokółki, która właśnie przeszła ostrą infekcję wirusową. - Dawno tak źle się nie czułam. Najgorsza była ta gorączka, sięgająca nawet 39 stopni.
Mimo większej liczby zachorowań, nie można jednak mówić o epidemii grypy. - Raczej są to infekcje wirusowe. Pacjenci uskarżają się na bóle stawów - stwierdził dr Nammous Halim, szef Zakładu Ratownictwa medycznego w Sokółce. Dodał, że więcej chorych zgłasza się do ambulatorium pogotowia ratunkowego na ulicę Pocztową od około tygodnia. - Z pewnością gros pacjentów uskarżających się na skutki infekcji wirusowych trafia do lekarzy rodzinnych - powiedział.
- Nie można mówić o epidemii grypy. Nie odnotowaliśmy, aby do naszych przychodni trafiło więcej chorych - dodał Tadeusz Gniazdowski.
- Dziś nie ma w przedszkolu po czworo, pięcioro dzieci w grupie. Bywa natomiast, że podczas występowania jakiejś choroby ta liczba wzrasta do 10, a nawet 12 - stwierdziła wczoraj Barbara Antropik.
Co jednak robić, gdy dopadnie nas wirusówka?
- Odpocząć, nawodnić się i co kilka dni skonsultować się z lekarzem. Ważne jest, żeby nie było powikłań, zapalenia płuc, zapalenia oskrzeli... Trzeba też pilnować temperatury - wyjaśnił dr Nammous Halim.
Znawcy zalecają też metody babcine: napar z lipy i malin na poty, wymoczenie nóg w gorącej wodzie oraz zwyczajne "wyleżenie choroby" pod ciepłą pierzyną.
(is)