Wina obu oskarżonych nie budzi wątpliwości - mówił dziś przed sądem w swojej mowie końcowej prokurator Wiesław Szloński. - Wniosek może być tylko jeden: o uniewinnienie - stwierdziła Anna Kozłowska, obrońca Krzysztofa J. Dziś zakończył się proces burmistrza Sokółki i szefa strażników miejskich oskarżonych o przekroczenie uprawnień służbowych. Sąd prawdopodobnie ogłosi wyrok 14 stycznia.
Dziś na sali sądowej okazało się, że interpretacja tych samych zdarzeń może być diametralnie różna. Strony postępowania wygłosiły mowy końcowe.
Samochód zaparkowany w sposób nieprawidłowy
Stan faktyczny sprawy przypomniał prokurator. - 20 maja 2010 roku Agnieszka S. zaparkowała samochód w sposób nieprawidłowy. To wykroczenie zostało zauważone przez strażnika miejskiego. Włożył on wezwanie za wycieraczkę auta, wzywając do stawienia się w siedzibie Straży Miejskiej do godziny 13. Przed godziną 11.22 pani Agnieszka S. ujawniła ten fakt i skontaktowała się ze Stanisławem Małachwiejem z prośbą - jak twierdzi pan burmistrz - o przesunięcie terminu stawiennictwa. Następuje kontakt telefoniczny z komendantem Straży Miejskiej w Sokółce. Stanisław Małachwiej informuje go, że jego koleżanka prawdopodobnie źle zaparkowała samochód. W ocenie prokuratury burmistrz polecił komendantowi zakończenie sprawy "ewentualnie pouczeniem". Z kolei Krzysztof J. zapewnił pana burmistrza, że "będzie dobrze". Po tej rozmowie Stanisław Małachwiej skontaktował się z Agnieszką S. Stwierdził, że rozmawiał z kim trzeba, uspokajał ją - mówił Wiesław Szloński. - Ton i akcenty wypowiedzi mieliśmy okazję wysłuchać. 21 maja Agnieszka S. zgłosiła się do Straży Miejskiej. Odbyła się rozmowa między nią a panem komendantem. Twierdził on później, że nie miał wtedy wątpliwości, iż wykroczenie popełniono. Pan komendant zakończył rozmowę pouczeniem, ale nie sporządził z tej rozmowy żadnej dokumentacji. Jedyny wpis dotyczący tego zdarzenia znajduje się w notatniku służbowym strażnika miejskiego, który widział źle zaparkowane auto.
- Zapewne spotkam się z próbą zdyskredytowania dowodów, ale w mojej ocenie nie ma ku temu podstaw - kontynuował prokurator. - Przypominam, że Sąd Okręgowy wyraził zgodę na wykorzystanie materiałów w postępowaniu karnym. Pierwotnie obaj oskarżeni nie przyznawali się do zarzucanych im czynów. Krzysztof J. zaprzeczył, że jego działania miały na celu osiągnięcie korzyści majątkowych przez Agnieszkę S.
100 metrów od siedziby Straży Miejskiej
- 100 metrów dzieli miejsce, gdzie Agnieszka S. zaparkowała swój samochód od siedziby Straży Miejskiej. Gdyby miała taki zamiar, to poszłaby tam i wyjaśniła wszystko na miejscu. Jednak pani S. skontaktowała się z burmistrzem, zwróciła się do niego w tak błahej sprawie. Z kolei pan komendant, nie znając okoliczności sprawy, bardzo usłużnie zapewnił burmistrza, że zajmie się tematem. Działania oskarżonych nie miały zresztą na celu wyjaśnienia okoliczności zdarzenia, miały zaś uwolnić Agnieszkę S. od odpowiedzialności. Obaj wykroczyli poza swoje uprawnienia. Tymczasem nie jest to sprawa tak wielkiej wagi, by angażował się w nią burmistrz miasta Sokółka - stwierdził Wiesław Szloński, po czym przeszedł do konkluzji. - Pani Agnieszka S. jest znajomą Stanisława Małachwieja. Czy gdyby do pana burmistrza zadzwonił człowiek z ulicy, czy wtedy pan burmistrz zdecydowałby się na rozmowę z szefem Straży Miejskiej? To wysoce karygodne, żeby funkcjonariusz publiczny zajmował się takimi sprawami. Kolesiostwo, znajomości - tak to się nazywa - grzmiał prokurator.
Wiesław Szloński domagał się skazania burmistrza Sokółki na 1 rok i sześć miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata, grzywny w wysokości 20 stawek po 100 zł oraz obciążeniem kosztami postępowania. W przypadku Krzysztofa J. miałaby to być kara 1 roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata, grzywna w wysokości 20 stawek po 50 zł, a także pokrycia kosztów postępowania.
Czy do wykroczenia w ogóle doszło?
Z taką interpretacją zdarzeń zupełnie nie zgodził się obrońca Stanisława Małachwieja. - Oskarżyciel publiczny uważa, że Agnieszka S. popełniła wykroczenie, za które powinna być ukarana. Ale czy ta pani rzeczywiście popełniła wykroczenie? Teraz się tego nie dowiemy, nie ma bowiem dokumentacji fotograficznej. Czy więc do wykroczenia w ogóle doszło? - pytał mecenas Janusz Kramer. - Poza nagraniem nie ma żadnego dowodu. Chcę też zauważyć, że Stanisław Małachwiej dzwoni do Krzysztofa J., ale gdzie jest dowód, że robi to jako burmistrz? Nie wszystko odbywa się bowiem na płaszczyźnie służbowej. Proszę też wskazać, jakie uprawnienie zostało przekroczone - apelował. - Dlaczego pan prokurator dokonał oceny nagranych wypowiedzi w sposób negatywny? Tam padają sformułowania takie jak "dobrze byłoby jakoś tam", "pouczenie ewentualnie". Z tego nic nie wynika. Wracam też do relacji kolega - kolega, a nie burmistrz - komendant straży miejskiej, bo w tym drugim przypadku to się salutuje. Nie możemy mówić, że Stanisław Małachwiej jako burmistrz wydał polecenie. Czy można więc chcieć przekroczyć uprawnienia, skoro nie wydaje się polecenia? Nic też nie wskazuje na to, by zachowanie Stanisława Małchwieja było zachowaniem burmistrza. Pan prokurator postawił na nogi Wysoki Sąd na okoliczności natury miałkiej. Jaki burmistrz, jak to Stasio dzwonił do Krzyśka?
- Nie mamy do czynienia z żadnym poleceniem, przekroczeniem uprawnień, ani ze szkodą. Wnoszę o uniewinnienie Stanisława Małąchwieja - zakończył swój wywód Janusz Kramer.
Bez obowiązku ukarania mandatem
- Proszę wskazać, na czym polegało przekroczenie uprawnień. Mój klient przeprowadził postępowanie wyjaśniające w rzeczonej sprawie i udzielił pouczenia, a więc środek represji był adekwatny do wagi czynu - mówiła mecenas Anna Kozłowska.
Przytoczyła jednocześnie statystyki. Wynikało z nich, że w 2009 roku sokólska Straż Miejska udzieliła 325 pouczeń i wystawiła 61 mandatów. W pierwszej połowie 2010 roku pouczeń było 148, a mandatów - 51.
- Strażnik miejski nie ma obowiązku ukarania mandatem. W grę wchodzi pouczenie, zwrócenie uwagi, ostrzeżenie. Agnieszka S. zeznała, że Krzysztof J. pouczył ją, a rozmowa trwała pół godziny. Wniosek może być więc tylko jeden: uniewinnienie. Poza tym przestępstwo to czyn, którego społeczna szkodliwość musi być większa niż znikoma. Jak wytłumaczyć 2-letni okres bierności prokuratury w tym przypadku? To sprawa, której nie warto było zaczynać. A wymiar sprawiedliwości powinien rozróżniać sprawy błahe od ważnych - dodała Anna Kozłowska.
- Wnoszę o uniewinnienie. Ludzie przychodzili do mnie z różnymi sprawami, tak jak do ojca w rodzinie przychodzi syn czy córka i pyta. Zawsze starałem się mieć dla nich czas. Według mnie, nie przekroczyłem uprawnień. Pan prokurator opiera swą tezę na dwóch, trzech słowach. Wiele osób do mnie dzwoni - stwierdził Stanisław Małachwiej.
- Jestem niewinny - rzekł krótko Krzysztof J.
Sąd odroczył rozprawę do 14 stycznia. Prawdopodobnie wtedy właśnie zapadnie wyrok.
(is)
Rozprawa burmistrza Sokółki:
Burmistrz Sokółki przed sądem. Wideo: