Do Karcz regularnie zjeżdżają ciężarówki przywożące tu śmieci ze Studzianek. Nad 12-metrową hałdą śmieci unosi się siwy dym. - To lada chwila się zapali - zaalarmował nas Czytelnik.
Składowisko odpadów w Karczach zostało zamknięte w połowie czerwca ubiegłego roku (czytaj tekst Śmieci z Sokółki trafią do Studzianek). Mimo to przywozi się tu wciąż tzw. frakcję podsitową ze Studzianek, czyli odpady, które pozostawały po przesortowaniu śmieci w tamtejszym zakładzie.
- Przyjedźcie i zobaczcie, co tu się dzieje. Od jakiegoś czasu z hałdy śmieci wydobywa się dym. Tylko patrzeć, jak to się wszystko zapali - poinformował nas Czytelnik.
Pojechaliśmy na miejsce. Śmieci, gdzie kilkakrotnie dochodziło do pożaru są teraz przysypane sporą warstwą piachu (wydobywanego tam, gdzie ma powstać nowe pole składowe). Na samym końcu składowiska znajduje się miejsce, które teoretycznie powinno być rekultywowane. Faktycznie zaś jest to około 12-metrowa hałda przemielonych śmieci, która wciąż rośnie. I rzeczywiście unosi się z niej dym.
Byliśmy w Karczach około 20 minut. W tym czasie na szczyt góry odpadów wjechały trzy ciężarówki, które wysypały tam śmieci. Po chwili buldożer zepchnął część z nich w dół.
- Nie ma siły, żeby się to nie zapaliło. To tak jak z sianem: jeżeli jest wilgotne i luźno składowane, musi dojść do pożaru - powiedział nasz Czytelnik.
Od maja do sierpnia w Karczach doszło do trzech pożarów. Po nich właśnie zdecydowano się zasypać odpadki żwirem. Natomiast rok temu bardzo groźny pożar wybuchł w Studziankach. Strażacy gasili tam ogień przez blisko dwa tygodnie, w ekstremalnie trudnych warunkach, panował bowiem bardzo ostry mróz i woda użyta w akcji natychmiast zamarzała.
Nie udało nam się skontaktować z władzami Euro Sokółki, firmy zarządzającej składowiskiem w Karczach. Jako że 25 procent udziałów ma w niej gmina, poprosiliśmy o wyjaśnienie burmistrza Sokółki. - To pewnie paruje, a nie dymi. Myślę, że pracownicy wysypiska czuwają nad tym cały czas. Muszą zabezpieczyć teren tak, żeby nie wystąpiło żadne zagrożenie - powiedział Stanisław Małachwiej.
Mimo wielokrotnych deklaracji władz Euro Sokółki, od początku lipca niewiele zmieniło się w miejscu, gdzie miałby powstać zakład zagospodarowania odpadów. Wtedy to właśnie spychacze zniwelowały teren przeznaczony pod pola składowe. Później jeszcze stanęły tam urządzenia do wydobycia żwiru.
Tymczasem do końca stycznia przedłużono termin postępowania, jakie toczy się przed Samorządowym Kolegium Odwoławczym w Białymstoku w sprawie Karcz. Urząd Marszałkowski nałożył na Euro Sokółkę około 15 mln zł kary. Spółka odwołała się od tej decyzji.
(is)
Dym nad wysypiskiem w Karczach. Zdjęcia:
Śmieci ze Studzianek na wysypisku w Karczach. Wideo: