- Dla mnie ten rok wypadł gorzej. Większa konkurencja - mówi Franciszek Hołubowski ze sklepu przycmentarnego w Sokółce. - Nie mogę narzekać, choć to się tylko tak wydaje, że na chryzantemach zarabia się kokosy - dodaje Bartosz Nowik, właściciel gospodarstwa rolnego w Nowej Moczalni.
Wszystkich Świętych i Zaduszki za nami. Na cmentarzach zostały setki tysięcy, jeśli nie miliony złotych. Handlujący narzekali, ale... mimo to wciąż handlowali.
- Ten rok jest inny niż poprzednie - powiedziała 1 listopada wieczorem sprzedawczyni na straganie stojącym wzdłuż alejki wiodącej na sokólski cmentarz. - Schodziły znicze najmniejsze i największe. Średnie sprzedawały się słabo. Aha, i wkłady ludzie kupowali. Widocznie szklane oprawy zniczy wystarczą im teraz na dwa, trzy lata.
Faktem jest, że lampki można było kupić niemal wszędzie: na straganach przy cmentarzach, w supermarketach, sklepach spożywczych, a nawet w jednym ze sklepów z zabawkami.
Bartosz Nowik, który sprzedawał chryzantemy na ryneczku przed sokólskim kinem mówi, że niemal wszystkie kwiaty znalazły nowych właścicieli i narzekać nie może. Podkreśla jednak, że zarobek jest mniejszy niż w ubiegłych latach ze względu na wciąż rosnące koszty (doniczki, drogie środki ochrony roślin).
Sprzedający sztuczne wiązanki mówili z kolei, że ludzie starają się sami je wykonywać z zakupionych "części". - Żeby było taniej - powiedziała jedna z handlujących tym towarem.
1 listopada niezmiennie świetnie sprzedawał się alkohol. Na stację benzynową w Sokółce już od rana przyjeżdżały taryfy zaopatrujące klientów.
(is)
Czytaj też:
Trzeba w tę pracę włożyć dużo serca
Sklep czynny od ósmej do zachodu słońca