Działania wojenne w roku 1920 wyłoniły elitę dowódczą Wojska Polskiego, która uznanie, podziw i szacunek zachowała przez długie lata po wojnie, nie tylko wśród Polaków, ale również wśród naszych wrogów, przeciwko którym Rzeczypospolita walczyła w obronie własnej niepodległości. Jednym z najdzielniejszych, najbardziej skutecznych i zasłużonych dowódców był gen. bryg. Bernard Stanisław Mond. Gdyby próbować określić moment decydujący i zwrotny w Operacji Nadniemeńskiej, która finalnie ustaliła naszą wschodnią granicę, to sforsowanie rzeki Niemen w rejonie Hodży pod Grodnem przez Grupę Manewrową (w tym 205. Ochotniczy Pułk Piechoty walczący na Sokólszczyźnie) dowodzoną przez majora Monda z pewnością na takie określenie zasługuje. Dlatego właśnie na meldunek o przeprawie przez rzekę Niemen osobiście oczekiwał w Lipsku nad Biebrzą marszałek Polski Józef Piłsudski.
Bernard Stanisław Mond urodził się w spolonizowanej rodzinie żydowskiej w roku 1887 w Stanisławowie. Był synem Maurycego, urzędnika kolejowego, oraz Salomei z domu Spanier. Po ukończeniu gimnazjum w Brodach odbył jednoroczną służbę wojskową w armii Austro-Węgier a następnie rozpoczął studia prawnicze na Uniwersytecie Lwowskim. Ukończył też kurs kolejowych urzędników państwowych. W czasie pierwszej wojny światowej walczył w szeregach 95. Galicyjskiego Pułku Piechoty jako dowódca kompanii marszowej a potem dowódca batalionu, zyskując bardzo dobrą opinię zarówno u przełożonych jak też wśród podwładnych. W roku 1918 kapitan Mond rozpoczął służbę w Wojsku Polskim jako dowódca odcinka „Cytadela” w czasie walk z Ukraińcami o Lwów. Lwowska „Cytadela” została symbolem walk o to polskie miasto. Następnie walczył w Małopolsce Wschodniej oraz na Wileńszczyźnie (cały rok 1919). Na początku roku 1920 objął dowództwo 1. batalionu 6. Pułku Piechoty Legionów i został lekko ranny w czasie walk pod Kijowem. Jednak prawdziwym wyzwaniem dla młodego oficera było objęcie dowództwa 205. Ochotniczego Pułku Piechoty.
Awansowany do stopnia majora, Bernard Stanisław Mond został dowódcą tego pułku (znanego również z późniejszych walk na Sokólszczyźnie) 25 lipca 1920 roku. Tak wspominał ten moment: „Dnia 25 lipca objąłem dowództwo pułku. Składał się on wyłącznie z elementu ochotniczego. W 3/4 byli to uczniowie szkół średnich i zawodowych, urzędnicy państwowi i prywatni, naukowcy itd. Przeważał element harcerski. W 1/3 pułk składał się z robotników i rzemieślników. Byli tutaj ci wszyscy, którzy zaciągnęli się pod sztandary dzięki odezwie i działalności warszawskiego cechu szewców oraz związku rzemieślników Chrześcijan. Dnia 26 lipca w czasie przeglądu pułku na polu Mokotowskim, baony po raz pierwszy otrzymały karabiny. Przy ostrym strzelaniu tegoż jeszcze dnia prawie 100% żołnierzy pułku strzelało po raz pierwszy z karabina. Na szkolenie nie było czasu. Były wypadki, że karabiny maszynowe szły na stanowiska bez instruktora. Do ostatniej chwili napływali nowi ochotnicy. Każdy z nich, prócz zapalnego serca — nic żołnierskiego z sobą nie przynosił. Wielu spośród oficerów i podoficerów nie miało pojęcia o polskiej mustrze i polskich komendach. Trzeba było pospiesznie urządzać skrócone kursy dla ochotników, rekrutów oraz dla tych, którzy mieli tych ochotników prowadzić w pole. Kompanie miały charakter stacji zbornej o płynnym stanie liczbowym. D-cy kompanii w chwili wymarszu na front nie znali swoich podkomendnych. Rekruci, którzy nie mieli mundurów (jedna trzecia stanu liczebnego kompanii) nosili na ramieniu biało czerwoną opaskę z odciskiem pieczęci pułkowej.”
W takiej kondycji 205. Ochotniczy Pułk Piechoty im. Jana Kilińskiego w składzie trzech batalionów (ok. 3000 żołnierzy) wyruszył dnia 30 lipca 1920 roku na front. Chrzest bojowy nastąpił pod Ostrołęką i Nowogrodem, został okupiony dużymi stratami własnymi a drugi batalion otoczony przez kozaków utracił w walce niemal wszystkich żołnierzy. Bolszewicy, widząc nastoletnich chłopców (w batalionie służyli niemal wyłącznie harcerze) niedoświadczonych i niewyszkolonych, wpadli w furię i dobijali rannych a jeńców rozstrzeliwali na miejscu. Sześciodniowa obrona Ostrołęki skutecznie opóźniła natarcie sowieckie i umożliwiła polskim oddziałom sprawny odwrót nad Wkrę, gdzie nastąpiło przegrupowanie i zajęcie podstawy wyjściowej do walki o Warszawę. Mimo poniesionych strat, 205. Ochotniczy Pułk Piechoty dobrze wykonał swoje zadanie, w czym zasłużył się wybitnie jego dowódca, mjr Mond, wykazując duże umiejętności w opanowaniu paniki wśród młodziutkich i niewyszkolonych żołnierzy a także właściwe kierowanie kompanii i plutonów na linie obrony. Za swoją postawę w czasie bitwy pod Ostrołęką mjr Bernard Stanisław Mond został odznaczony osobiście przez marszałka Polski Józefa Piłsudskiego Krzyżem Srebrnym Orderu Virtuti Militari. Poniesione straty wymusiły uzupełnienie pułku, tym razem żołnierzami z poboru, co zmieniło mocno skład osobowy jednostki. Po zatrzymaniu bolszewików pod Warszawą, 205. Ochotniczy Pułk Piechoty, w składzie Dywizji Ochotniczej, wziął udział w Operacji Nadniemeńskiej, przybywając na Sokólszczyznę. 20 września 1920 roku stoczył całodniową bitwę o Nowy Dwór, walcząc z sowiecką 18. Brygadą Strzelców. W czasie tej walki pozycje polskie były ostrzeliwane z bolszewickiego pociągu pancernego „Smiert’ Panam” przemieszczającego się po torze kolejowym Augustów-Grodno. Po całodniowej bitwie o Nowy Dwór sowieci zostali odrzuceni do linii fortów Grodna, próbując jeszcze kontrnatarcia, które zostało jednak skutecznie powstrzymane. Po tej bitwie żołnierze 205. Ochotniczego Pułku Piechoty mówili:”Oj! Bo srogi major Mond, ale junak nad junaki”.
Mjr Mond otrzymał w tym czasie zadanie specjalne. Dowódca Dywizji Ochotniczej zauważył lukę w miejscu styku wojsk bolszewickich i litewskich oraz polecił utworzenie tzw. Grupy Manewrowej majora Monda składającej się z 205. Ochotniczego Pułku Piechoty oraz Dywizjonu Strzelców Kresowych i kompanii saperów. Zadaniem tej grupy było znalezienie możliwości przeprawy przez rzekę Niemen w okolicach styku pozycji wojsk litewskich i bolszewickich oraz przygotowanie przeprawy polskich pododdziałów a także zlikwidowanie obrony północnej grupy fortów Grodna. Grupa majora Monda, działając samodzielnie, 23 września wyszła na brzeg Niemna na odcinku od Balli po Hożę. W tym sektorze znajdował się częściowo zburzony most, słabo broniony przez Litwinów. W nocy z 23 na 24 września mjr Mond nakazał wzmocnionemu batalionowi przeprawić się przez rzekę. Po przełamaniu oporu Litwinów część tego pododdziału na skleconych prowizorycznie tratwach sforsowała Niemen. Do wieczora 24 września na wschodni brzeg przeprawiały się pozostałe pododdziały Grupy Manewrowej mjr Monda. Był to wielki sukces operacyjny bowiem pojawiła się szansa okrążenia Grodna od północy i to na odcinku słabo bronionym przez Rosjan. Potrzebne były jednak o wiele większe siły i środki. Z powodu usterki technicznej radiostacji polowej mjr Mond nie mógł przekazać meldunku o udanej przeprawie przez Niemen i słabej obronie sowietów w rejonie Hoży do sztabu Dywizji Ochotniczej, który w tym czasie znajdował się w Lipsku. Tego dnia o godz. 9.00 sztab tej dywizji wizytował Naczelny Wódz, marszałek Józef Piłsudski. Zamierzał on swą obecnością nie tylko podnieść morale wykrwawionej w boju Dywizji Ochotniczej, ale również odebrać informację o sytuacji na drugim brzegu Niemna. Niestety z powodu braku łączności Naczelny Wódz powrócił do Białegostoku bez wiedzy na temat położenia Grupy Manewrowej. Tymczasem mjr Mond wykazał dużą umiejętność podejmowania dobrych decyzji. Uformował bowiem swoje siły w dwie kolumny marszowe i około północy 24 września zbliżył się do grodzieńskich fortów nr 13 i 13a bronionych silnie przez oddziały sowieckiej 3. Armii. Sowieccy dowódcy wzięli Grupę Manewrową mjr Monda za polską Północną Grupę Uderzeniową składającą się z Dywizji Ochotniczej, 1. Dywizji Piechoty Legionów oraz 1. Dywizji Litewsko-Białoruskiej i nakazali rozpocząć przygotowania do wycofania się z Grodna w celu uniknięcia okrążenia.
Przypadek sprawił, że meldunek o sukcesach majora Monda jednak dotarł do sztabu Naczelnego Wodza. Stało się to za sprawą przymusowego lądowania w pobliżu pozycji mjr Monda polskiego samolotu Bristol Fighter F2b, który został trafiony przez bolszewików w czasie wykonywania lotu rozpoznawczego (prawdopodobnie w rejonie Kuźnicy). Był to samolot należący do 1. Eskadry Wywiadowczej stacjonującej w Dojlidach, a pilotem był por. Wacław Makowski (późniejszy pierwszy dyrektor Polskich Linii Lotniczych Lot). Samolot udało się naprawić, rannego obserwatora opatrzyć i meldunek został dostarczony bezpośrednio do sztabu Naczelnego Wodza stacjonującego wówczas w Białymstoku. Wydano szybkie rozkazy, które dostarczono z pominięciem sztabu Dywizji Ochotniczej w Lipsku do Północnej Grupy Uderzeniowej również drogą lotniczą. Mjr Mond otrzymał wsparcie 2. Brygady Jazdy a reszta grupy została skierowana w kierunku Lidy w celu odcięcia drogi odwrotu wojsk bolszewickich, które w pośpiechu opuściły Grodno, unikając okrążenia. Atakujące Grodno od strony południowo-zachodniej pułki Dywizji Górskiej ostatecznie oswobodziły miasto i rozpoczęły pościg za cofającymi się bolszewikami. Major Mond zyskał olbrzymie uznanie i zdobył żołnierską sławę.
W dalszych działaniach na Grodzienszczyźnie wyróżnił się akcją bojową na Orany (3-5 października 1920r.): rozbił oddział piechoty litewskiej, zdobył pociąg pancerny zamykający dostęp do dworca i odrzucił kontratak przeciwnika, który próbował odzyskać tę węzłową stację kolejową na linii Grodno-Wilno. W grudniu 1920 r. został rozwiązany 205. Ochotniczy Pułk Piechoty a jego dowódca otrzymał funkcję komendanta Wilna, którą sprawował do jesieni roku 1921. Awansowany do stopnia podpułkownika objął dowództwo 49. Pułku Piechoty w Kołomyi i dowodził tym pułkiem do roku 1927. W 1922 r. ukończył kurs dowódców pułku i piechoty dywizyjnej w Doświadczalnym Centrum Wyszkolenia Armii w Rembertowie. 19 marca 1927 r. płk Mond został mianowany dowódcą piechoty dywizyjnej w 6. Dywizji Piechoty w Krakowie. W okresie od 6 grudnia 1930 r. do 31 sierpnia 1931 r. odbył kurs w Centrum Wyższych Studiów Wojskowych. Po jego ukończeniu 6 października 1932 r. został mianowany dowódcą 6. DP, a 22 grudnia tego roku otrzymał stopień generała brygady, ze starszeństwem od 1 stycznia 1933 r. Generał Mond zdobył sobie dużą popularność w krakowskich kręgach towarzyskich, został prezesem okręgowego związku piłki nożnej, przyjaźnił się z arcybiskupem (późniejszym prymasem) Adamem Sapiehą. Bernard Stanisław Mond i jego żona Helena byli gorliwymi i praktykującymi katolikami. Wraz ze swoimi synami, Adamem i Jerzym regularnie uczestniczyli w niedzielnych mszach świętych w swoim kościele parafialnym Świętego Mikołaja.
Jako dowódca krakowskiego garnizonu gen. bryg. Mond miał duży wpływ na wydarzenia dnia codziennego w Krakowie. Głośnym echem odbiła się reakcja generała na żądanie użycia wojska do rozpędzenia manifestacji robotników w czasie krakowskich strajków w roku 1936. Otóż wojewoda krakowski oblegany przez strajkujących w swoim urzędzie żądał użycia wojska do pacyfikacji strajkujących. W odpowiedzi gen. Mond rozkazał zamknąć koszary i oznajmił telefonicznie: „Nie dam Panu Wojewodzie wojska, mogę dać najwyżej orkiestrę”. Po czym wsiadł do służbowego samochodu, przejechał wśród demonstrantów i wywiózł przestraszonego wojewodę w bezpieczne miejsce.
Nadszedł pamiętny i tragiczny dla Polski i Polaków rok 1939, który tak wspominał starszy syn generała, Jerzy: „W sierpniu 1939 r. ojciec zabrał nas, Adasia i mnie, na mszę za wojsko do kościoła Świętej Katarzyny. Widzieliśmy po drodze, jak ze wszystkich stron nadchodziły do kościoła jednostki wojska. W kościele usiedliśmy dyskretnie z bratem na boku. Ojca poprowadzili przed sam ołtarz, gdzie zasiadł w fotelu. Siadł ciężko, pochmurny, zmartwiony. Wiedział, że wojna wybuchnie lada chwila. Ksiądz dziekan Zapała, który celebrował mszę, był prawie tak wysoki, jak ojciec. Wojsko zapełniało całkowicie ogromny kościół w absolutnej ciszy i w skupieniu”.
W kampanii wrześniowej gen. bryg. Mond dowodził 6 Dywizją Piechoty, która walczyła w składzie Armii „Kraków” dowodzonej przez jednego z najlepszych polskich dowódców wrześniowych, gen. dyw. Antoniego Szyllinga. Dowódca Armii „Kraków” nakazał wszystkim swoim podwładnym być jak najbliżej swoich żołnierzy w każdych okolicznościach, co zapewniło skuteczne i zorganizowane wycofywanie się sił polskich w kierunku na Lwów. Z tego powodu gen. Mond „…Artylerzystom pomagał zaciągać działa, grzmocił laską po grzbiecie cofających się piechurów. Skleił dość solidnie swoją dywizję, o czym świadczą dalsze jej losy wrześniowe.” (relacja Cz.T.Niemczyńskiego). I tak jak pod Sokółką w roku 1920, gen. Mond miał po sąsiedzku 21. Dywizję Piechoty Górskiej (dawna Dywizja Górska), z którą wspólnie osłaniał szlaki odwrotowe Armii „Kraków”. Dywizja generała Monda walczyła do dnia 20 września 1939 roku, dochodząc do okolic Rawy Ruskiej. Otoczona przez niemieckie kolumny pancerne i piechotę, atakowana z powietrza wobec braku amunicji, lekarstw i żywności zmuszona była przyjąć warunki kapitulacji. Gen. Mond nie przyjął propozycji kilku oficerów by przebijać się na wschód. „Jeśli wpadniemy w ręce sowietów, zamordują nas”- odpowiedział krótko. Jak się później okazało, miał rację. Józef Kuropieska (generał brygady Wojska Polskiego w PRL a w kampanii wrześniowej oficer Armii „Kraków’) w 1982 roku powiedział: „…generał Mond bezspornie uratował nas od Katynia”.
Otoczony przez Niemców pod Rawą Ruską generał Mond przyjął zatem warunki kapitulacji przyniesione przez niemieckich parlamentariuszy. Był w nich zapis o gwarancjach bezpieczeństwa dla wszystkich oficerów i żołnierzy a także dla ich rodzin. Gen. Mond w towarzystwie dwóch niemieckich oficerów został odwieziony do Krakowa, gdzie pozwolono mu spędzić noc w swoim domu, w którym jednak rodziny już nie zastał: żona wraz z synami wyjechała do Lwowa. Mimo przygnębiającej atmosfery wrześniowej klęski, wzruszająca była reakcja krakowskich rzemieślników, którzy starali się „wyposażyć” idącego do niemieckiej niewoli generała w co można było. Krawcy odnowili mundur, szewcy podarowali generałowi nowe oficerki inni przynosili żywność. Gen. bryg. Mond trafił do obozu jenieckiego w Murnau.
Tymczasem żona i dwaj synowie generała zamieszkali we Lwowie, gdzie starszy syn Jerzy już w 1940 roku przystąpił do konspiracji. Spenetrowane przez sowiecki wywiad polskie komórki ruchu oporu bardzo szybko zostały rozpracowane i zlikwidowane. Pewnego dnia do warsztatu, gdzie pracował Jerzy Mond przyszedł enkawudzista i oświadczył: „Słuchaj, ja doskonale wiem, żeś ty generalski syn, syn generała Bernarda Monda, przeciw któremu walczyłem w 1920 roku. Zabieraj matkę i brata i wracajcie czym prędzej do Krakowa. Ja, przez jeszcze 24 godziny, was nie znajdę”. Tak więc imię generała uratowało jego rodzinę od aresztowania i wywózki oraz pewnej śmierci. Po raz drugi imię ojca uratowało życie Jerzemu w roku 1943. Syn gen. Monda, znając perfekcyjnie język niemiecki oraz używając fałszywych dokumentów, postanowił przedostać się do Anglii przez Niemcy. Niestety został zatrzymany we Frankfurcie i wzięty za... czeskiego kuriera. Torturowany przez dwa miesiące nie przyznał się kim jest, jednak po skazaniu na śmierć postanowił umrzeć pod własnym nazwiskiem, które wyjawił śledczym.
Oficer Abwehry zapytał czy jest spokrewniony z generałem Mondem. „Tak, to jest mój ojciec” brzmiała odpowiedź. Niemcy odwiedzili generała w Murnau, pokazali zdjęcie Jerzego, którego ojciec natychmiast rozpoznał. Wyrok śmierci został zamieniony na więzienie, Jerzy został przewieziony do Krakowa i osadzony w więzieniu na ul. Montelupich. Po sześciu miesiącach został wykupiony przez krakowskie podziemie i powrócił do działalności konspiracyjnej. Żona generała, Helena, słynęła z niezwykłej dobroci okazywanej zwykłym ludziom będącym w potrzebie. Wspierała materialnie ubogie rodziny, kupowała lekarstwa, wysyłała paczki żywnościowe do obozów jenieckich. Zachowały się listy do męża. W jednym z nich napisała: „Na naszym grobie [na cmentarzu Rakowickim – przyp.] zobaczyłam matkę por. Lewandowicza, która mi opowiadała, jak rannego i w wysokiej gorączce syna okryłeś swoim płaszczem, a sam zostałeś w chłodzie bez niczego. Ludzie pamiętają dobro jakie się im robi. Jak mogę staram się pomagać ludziom”.
Niestety tragiczny los spotkał Helenę Mondową, jej siostrę Milę i dwie siostry generała z dziećmi. Krakowskie gestapo za nic miało gwarancje bezpieczeństwa udzielone przez Wehrmacht rodzinie generała Monda w czasie wrześniowej kapitulacji. Kilka dni przed planowanym aresztowaniem pewien Austriak (dawny podwładny generała z c.k. armii) ostrzegł generałową, która natychmiast wyjechała z rodziną do Zakliczyna. Donos konfidenta sprawił, że gestapo wkrótce aresztowało rodzinę Mondów. Helena Mondowa z siostrą oraz siostry generała z dziećmi zostały zastrzelone przez gestapowców 1 grudnia 1943 roku w Tarnowie. Synowie generała walczyli w Powstaniu Warszawskim i zostali ciężko ranni jednak udało im się przeżyć. Jako jeńcy wojenni zostali wywiezieni do obozu w Niemczech i tam doczekali końca wojny.
Po uwolnieniu z obozu jenieckiego generał Mond zdecydował się wrócić do kraju, mając jeszcze nadzieję na Polskę wolną i demokratyczną. W grudniu 1945 roku kiedy powrócił do Krakowa złożył mu wizytę kardynał Adam Sapieha. Nie wiadomo o czym rozmawiali, ale generał nie zgodził się na wstąpienie do służby w Wojsku Polskim powojennej Rzeczypospolitej. Chociaż interesowała się nim bezpieka został dyrektorem krakowskiego biura podróży Orbis (znał biegle języki obce). Zatrudniał przeważnie oficerów, swoich byłych podwładnych, którzy przeżyli wojnę. Krakowianie rozpoznawali sławnego generała i niektórzy przychodzili do biura tylko po to, by z nim porozmawiać. Kilkakrotnie generał Mond był bliski aresztowania przez krakowski Urząd Bezpieczeństwa, jednak chroniły go wybitne osobistości, jak kardynał Adam Sapieha, znany Adam Rapacki (przebywał z generałem w obozie jenieckim) a także byli podwładni, którzy robili kariery w nowej Polsce. Mimo to został zwolniony z funkcji dyrektora i musiał zatrudnić się jako magazynier. Zmarł 5 lipca 1957 roku w Krakowie.
Gen. bryg. Bernard Stanisław Mond został uroczyście pochowany obok swojej żony na cmentarzu Rakowickim w Krakowie. Pogrzeb miał charakter państwowy z ceremoniałem wojskowym oraz z udziałem przedstawicieli władz państwowych i duchowieństwa, a także tysięcy mieszkańców Krakowa. Sława i pamięć o generale Mondzie trwała jeszcze długo po wojnie. W 1986 roku na audiencji prywatnej, Jerzego Monda z córką przyjął papież Jan Paweł II. Witając się podał dłoń mówiąc ciepło: „A to jest wnuczka generała Monda”. Syn i wnuczka generała mocno się wzruszyli, gdy okazało się, że Jan Paweł II, odwiedzając grób swoich rodziców, pobłogosławił grób generała. Oba groby, Wojtyłów i Mondów, są położone blisko siebie na cmentarzu Rakowickim w Krakowie.
W roku 1938 podchorąży Tadeusz Jaśnic-Iłowiecki napisał piosenkę do melodii tanga „Ostatnia niedziela” o generale Mondzie. To właśnie tę piosenkę często śpiewał w towarzystwie wielki sympatyk i admirator generała, Stefan Kisielewski „Kisiel”:
„Za Twój gruby głos, za serce czyste żołnierskie,
Za trud i znój, za odznak rój i za Twe czyny rycerskie.
Za to my Cię kochamy, dobry nasz Generale.
Za to Cię wspominamy, zapewniamy Cię.
Jeśli przyjdzie potrzeba, jeśli przyjdzie już czas,
Rozkaż, wszyscy staniemy, nie braknie nas.
Nie przecz, my wiemy, nie krzycz, to znamy,
Czyż trzeba powtarzać znów – batalion śmierci, polskie Orlęta,
No i przede wszystkim Lwów.
To ostatnia niedziela, wkrótce się rozstaniemy,
Wkrótce się rozejdziemy na długi czas...”.
Stanisław Margielewicz
Opracowano na podstawie:
1.Materiały sztabowe Operacji Nadniemeńskiej
2.Gen.bryg.Mond Stanisław Bernard, „Chrzest ogniowy”
3.Inż. Władysław Niekrasz, „Harcerze w bojach w latach 1914-1920”
4.Aleksandra Viatteau, „Generał Bernard Stanisław Mond w odnalezionych relacjach, wspomnieniach, archiwach i korespondencji”
5.Włodzimierz Parfieniuk, „Twierdza Grodzieńska”
6.Narodowe Archiwum Cyfrowe
7. Anna Marjańska Digital Colorist
Foto:
A. Gen.bryg. Bernard Stanisław Mond.
B. Forty Grodna nr 13 i 13a.
C. Po defiladzie 6 października 1933r w Krakowie (gen. Mond trzeci od lewej)
D. Gen. bryg. Mond przed kapitulacją 20.09.1939 r.