Stanisław Nicewicz, kandydując z list Konfederacji, uzyskał w wyborach do Sejmu 971 głosów. Podwoił tym samym swój wyborczy wynik sprzed czterech lat.
- Jestem zadowolony. To dobry rezultat, względem tego, co działo się w mojej kampanii: była cicha, bez banerów i ulotek, które wszyscy stosują. Na spotkaniach z wyborcami nieraz zaznaczałem, że co wybory będę podwajał swój wynik bez żadnego plakatu i banerów, poza pojedynczymi akcjami, jak ten kawałek kartki, który zawisł na tablicy ogłoszeń we wsi - mówi Stanisław Nicewicz. - To głosy, które zdobyłem na zasadzie reklamy szeptanej, gdzie jeden drugiemu polecał moją kandydaturę. Zastanawiam się, jaki procent moich wyborców, to grupa, która rozumie gospodarkę. To interesujące, jaki procent z nich, to przedsiębiorcy, którzy w końcu chcą wziąć się za głosowanie, którzy widzą, że jest dla nich coraz gorzej w gospodarce, pomimo obiecanych ułatwień.
"To długi pochód"
- Na spotkaniach byłem nieraz krytykowany, że nie biorę udziału w kampanii banerowej - mówi Nicewicz. - Zawsze tłumaczę, że to długi pochód, dlatego lepiej mieć więcej świadomych, myślących wyborców, którzy są zainteresowani programem wyborczym i poznaniem konkretnego kandydata. Konfederacja nie jest partią populistyczną, nie opiera się na obiecankach na zasadzie "jednym odbierzemy, drugim damy" - robi to tak naprawdę PO i PiS. Konfederację trzeba zrozumieć, gospodarka to ekonomia, ścisłe reguły, które zawsze działają. Zależy mi na tym, by dotrzeć do ludzi myślących i aktywować to myślenie, a nie opierać się na emocjach, które podsycają inne partie. To nie jest polityka. Uważam, że trzeba długo prowadzić kampanię i niestety czekać, aż ludzie się obudzą. I czekać na kryzys, który pomoże zobrazować problem wyborcom, bo tłumaczenie im, że w Grecji doszło do kryzysu wywołanego rozdawnictwem, nie jest skuteczne, ponieważ uważają, że to ich nie dotyczy, to jest zbyt daleko od nich. Dopiero, gdy u nas nastąpi kryzys, będzie można ich uświadomić, że to podobne przypadki. Niestety, w Polsce ludzie głosują na podstawie nienawiści, nie na program i jego długofalowe efekty. Brakuje debat, których większe partie unikają. To, co przedstawia się w spocie lub na plakacie, jest jednokierunkowe - nie można z plakatem podjąć dyskusji. Dopiero na bezpośrednich spotkaniach z wyborcami można rozwiewać ich wątpliwości.
Konfederacja wprowadziła do Sejmu 11 posłów, w tym Roberta Winnickiego, kandydującego z okręgu podlaskiego. W sumie na to ugrupowanie zagłosowało 36 207 wyborców z podlaskiego i 1 256 953 w całej Polsce.
- Sądzę, że za cztery lata poprawimy swój wynik, chociażby ze względu na kilka ciekawych osób, które weszły do Sejmu z naszych list - dodaje Stanisław Nicewicz, wymieniając między innymi Dobromira Sośnierza.
(mby)