Zginął w katastrofie lotniczej dziewięć mil od wybrzeża Alaski. Pilot Zygmunt Lewoniewski nie miał szans na przeżycie. Jego ciała nigdy nie odnaleziono, chociaż miejsce wypadku wskazali jego naoczni świadkowie – grupa Eskimosów. Ta historia wydarzyła się w sierpniu 1937 roku.
Pilot Zygmunt Lewoniewski miał rodzonego brata Józefa, który również skończył szkołę lotniczą. Obaj należeli do grupy pionierów światowego lotnictwa. Rodzice braci Lewoniewskich – Aleksander i Teofila z domu Biziuk - pochodzili z Sokółki, skąd pod koniec XIX wieku wyjechali do Petersburga. Aż do wybuchu I wojny światowej przyszli lotnicy często spędzali wakacje w Sokółce. W 1919 roku Teofila wróciła do swego rodzinnego miasta wraz z trójka dzieci – Władysławem, Józefem i Zofią. Zygmunt został w ogarniętej rewolucją Rosji. Prawdopodobnie zgubił się podczas ucieczki rodziny do Polski.
W latach 20-tych XX wieku Józef ukończył Szkołę Podchorążych w Grudziądzu. Potem studiował w Wyższej szkole Lotniczej w Paryżu. W tym samym czasie w Moskwie na lotnika szkolił się Zygmunt. Bracia nie mieli ze sobą żadnego kontaktu.
W 1933 roku Józef postanowił ustanowić nowy rekord długości lotu. Wystartował 11 września z Warszawy. Licząca 8 tys. km trasa prowadziła do Krasnojarska. W pobliżu Kazania pod Jagrinem nad Wołga samolot uderzył w ziemię. Kapitan Józef Lewoniewski zginął na miejscu. Pochowano go na warszawskich Powązkach.
Tego samego roku Zygmunt, już jako znany w ZSRR pilot, odnalazł nad Czukocką zaginionego lotnika amerykańskiego Jamesa Materna, za co został okrzyknięty Bohaterem Ameryki. Brał również udział w akcji ratowniczej rozbitków statku "Czeluskin", za co uhonorowano go tytułem Bohatera Związku Radzieckiego. W 1936 roku Zygmunt dokonał największego wówczas wyczynu lotniczego – przelotu na trasie Los Angeles – Kanada – Alaska wzdłuż brzegów Morza Arktycznego do Moskwy. Trasa liczyła 19 tys. km. Rok później podjął próbę pokonania trasy Moskwa – Fairbanks na Alasce. Lot miał tragiczny finał.
- Przypadkowo odnalazłem w archiwum krótki film dokumentalny nakręcony tuż przed odlotem Zygmunta w tę niedokończoną podróż. Zainteresowała mnie ta osoba – powiedział Juri Salnikov, scenarzysta i reżyser z Moskwy.
W ostatnią sobotę Juri przyjechał do Sokółki razem z Borysem Kostenko, producentem i operatorem.
- Szukamy informacji o Zygmuncie Lewoniewskim i jego rodzinie. Skoro pochodzili z Sokółki, zatem z pewnością natrafimy na jakieś nowe szczegóły z ich życia. Szczególnie interesuje nas Zygmunt, bo to właśnie o nim robimy film. Widzowie zobaczą go już w grudniu 2012 roku. Kopię prześlemy do Sokółki – zapewnił Juri Salnikov.
Okazało się, że dużą wiedzą na temat Lewoniewskich może podzielić się Marian Biziuk, historyk-amator z Sokółki, a jednocześnie krewny sławnych przedwojennych lotników. Przed kamerą wystąpiła też Iwona Wiśniewska, która kilka lat pracowała w sokólskim muzeum oraz miłośnik lokalnej historii Piotr Suszczyński. Ekipa nakręciła materiał w muzeum, w centrum miasta a także pod głazem z pamiątkową tablicą zadedykowaną braciom Lewoniewskim.
- Teraz jedziemy na warszawskie Powązki, żeby odnaleźć grób Józefa – powiedział Juri Salnikov.
Filmowcy z Rosji planują też podróż na Alaskę, w miejsce, gdzie zginął Zygmunt Lewoniewski.
(anad)
Rosyjscy filmowcy w Sokółce. Zdjęcia: