Bronisław Witold Grynczel urodził się w 1921 roku w Starej Kamionce. Przed 1939 rokiem ukończył Szkołę Podoficerów Piechoty dla młodocianych w Koninie. Gdy wybuchła wojna, zgłosił się do punktu mobilizacyjnego w Grodnie, lecz z powodu młodego wieku został odesłany do domu. Oficer z punktu mobilizacyjnego powiedział mu, aby wracał, bo bardziej się przyda Polsce żywy.
Powrócił więc do Starej Kamionki, a gdy wybuchła wojna niemiecko-sowiecka, wstąpił w szeregi Armii Krajowej. Po zaprzysiężeniu został przyjęty do plutonu, którym dowodził Franciszek Kostro. Gdy w 1945 roku Kostro wyjechał na tzw. Ziemie Odzyskane, Bronisław Grynczel objął dowództwo plutonu na placówce Szudziałowo.
„Polonez" był wielokrotnie awansowany, a za swoją postawę i waleczność otrzymał rozkazem Władysława Liniarskiego, „Mścisława" Krzyż Walecznych.
Już jako żołnierz AKO-WiN Grynczel wykonał wyroki śmierci na rodzinie Żółtków z Kamionki (za współpracę z Niemcami podczas okupacji) oraz funkcjonariuszu PUBP z Sokółki Antonim Nowiku (wyrok wymierzono na łąkach obok Osiedla Zielonego w kwietniu 1945 roku).
Wraz ze swoimi żołnierzami zdobył i rozbroił posterunek MO w Szudziałowie, brał także udział w potyczce z sowiecką kolumną transportowa pod Talkowszczyzną. W walce zginęli wszyscy sowieci, a ich sprzęt i beczki z paliwem spalono. Akcja zakończyła się bez strat własnych.
„Polonez”, podobnie jak słynny „Rój”, był jednym z najbardziej poszukiwanych żołnierzy podziemia.
W 1945 roku z robót w Niemczech powrócił jego brat Edward. Bronisław przyszedł się z nim przywitać, ale czekali już na niego funkcjonariusze UB z Sokółki. W porę ostrzeżony zdołał wymknąć się z pułapki. Ubecy jednak nie darowali. Aresztowali jego brata Edwarda i po przewiezieniu do Sokółki przez trzy tygodnie okrutnie katowali. Prym w torturowaniu wiódł słynny Nalewajko. Jak wspominał później Edward, podczas jednego z przesłuchań stanął butem na jego szyi, a gdy ten zsiniał, wykrzyknął: „Co jadłeś bandyto? Jagody?”
W uwolnieniu Edwarda pomógł pan Mucha – Tatar z Malawicz Górnych, który również przebywał w sokólskim areszcie. W jego uwolnieniu dopomógł z kolei sowiecki lejtnant – Tatar z pochodzenia, z którym Mucha rozmawiał po tatarsku. To właśnie Mucha opowiedział lejtnantowi okoliczności aresztowania Edwarda Grynczela i ten nakazał go wypuścić. Gdy rodzina przyjechała go odebrać, brat „Poloneza" był zarośnięty, wychudzony i z wieloma śladami pobić. A bito go głównie po piętach. Kiedy „Polonez” zobaczył, w jakim stanie jest Edward i dowiedział się, kto go tak urządził, przyrzekł, że Nalewajce nie daruje i pomści brata.
Według relacji rodzinnych, „Polonez” miał „wtyczkę” w UB i dowiedział się, ze Nalewajko będzie jechał pociągiem do Białegostoku. Postanowił spełnić daną bratu obietnicę.
W okolicach Czarnego Bloku rozpalono na torach ognisko. Pociąg musiał się zatrzymać. Został on otoczony, a do środka składu weszli Bronek i jego brat Jan Grynczel. W jednym z przedziałów siedziało trzech oficerów. Jednym z nich był właśnie osławiony Nalewajko. Bronek poprosił go o dokumenty, jednak ten stwierdził, że ich nie ma. Siedząca w przedziale kobieta wskazała miejsce ukrycia dokumentów oraz broni. Oficerowie zostali wyprowadzeni z pociągu i dwóch z nich zostało rozstrzelanych (według innych relacji zginął tylko jeden). Nalewajce założono na szyję postronek i uprowadzono do Puszczy Knyszyńskiej.
Ubek wielokrotnie prosił o darowanie życia, wydając informatorów oraz zdradzając przygotowywane przez UB akcje. „Polonez” był jednak nieugięty. „Trzy tygodnie katowałeś mojego brata, to i ty żył będziesz tylko tyle” - miał powiedzieć. Nalewajko wytrzymał tylko dwa tygodnie. Został pochowany w nieznanym miejscu.
Czy historia z uprowadzeniem Nalewajki jest prawdziwa?
To już wie chyba tylko Bóg. Do zabójstwa tego znienawidzonego funkcjonariusza przyznał się też Oddział „Błyskawica” Narodowego Zjednoczenia Wojskowego dowodzonego przez ppor. Kazimierza Kamińskiego. W meldunkach UB wymieniany jest również Leon Suszyński ps. „P-8”.
Podobnie jak „Rój", również „Polonez” zginął, bo został zdradzony przez „swoich”. Kiedy Bronisław Grynczel dowiedział się, ze część jego żołnierzy zeszło na złą drogę i zaczęło kraść konie cywilom, musiał zareagować jak na dobrego dowódcę przystało. Uzbrojony jedynie w pistolet udał się w okolice Poniatowicz, gdzie podobno dochodziło do rabunków. Tam już czekało na niego UB powiadomione przez byłego podkomendnego Bronisława. W wyniku walki „Polonez” został postrzelony w nogi. By nie dostać się w ubeckie łapy, ostatnią kulę przeznaczył dla siebie.
UB zakopało jego zwłoki w pobliskich olszynkach, niedaleko Puciłek. Jak twierdzi rodzina, został on później ekshumowany i pochowany w Brzozowym Grudzie przez swoich żołnierzy. Nie dane mu było jednak spoczywać w spokoju. UB dowiedziało się o jego nowym miejscu spoczynku i po ponownej ekshumacji przewiozło ciało do Szudziałowa, a następnie do Sokółki.
Tylko dzięki interwencji miejscowego dziekana – księdza Józefa Marcinkiewicza oddano ciało rodzinie i dzisiaj spoczywa on na sokólskiej nekropolii, w kwaterze rodzinnej Kucharewiczów.
Dlaczego tam? To już temat na kolejną historię
Krzysztof Promiński