Choć był zakochany w Sokółce, tu się urodził i tu zmarł, większość swojego dorosłego życia spędził poza nią. Najpierw skończył Liceum Plastyczne im. Bernarda Morando w Zamościu, a później Akademię Sztuk Pięknych w Warszawie i tam już został do lat 90-tych. W stolicy został doceniony, ale był zbyt wrażliwy, by rozpychać się łokciami, gonić za pieniędzmi i wspinać się po drabinie kariery.
Witalis Sarosiek (1945 - 2012) miał dwie muzy. Jedną była pani Maria, dla której on zostawił żonę, a ona dla niego zostawiła Warszawę, żeby razem przeprowadzić się do Sokółki. Drugą muzą zaś była... właśnie Sokółka. Zdaniem znawców i koneserów malarstwa, obrazy Sarosieka stworzone po powrocie do Sokółki mają wyższy poziom artystyczny, a moim zdaniem, również i duszę.
Artysta uwiecznił na swoich obrazach wiele budynków, domów, uliczek, których już nie ma, bądź całkowicie zmieniły swój pierwotny wygląd. Wydaje się, że jego osobistą misją było uwiecznienie na płótnie przemijającej Sokółki, zamknięcie jej w magicznym zwierciadle zanim bezpowrotnie zginie zmieniona przez bezlitosny czas.
Czytaj też: Sokólski Bruegel - Witalis Sarosiek [FOTO]
Wiele jego obrazów znajduje się w domach sokółczan, gdyż musiał jakoś zarabiać na życie, aczkolwiek obrazy tworzone na zamówienie nie były tak dobre jak te, które były tworzone z potrzeby duszy.
Witalis Sarosiek mógł w Warszawie dorobić się sławy i pieniędzy. Mógł zostać nie tylko „sokólskim Bruegelem”, a „polskim Bruegelem”. Ale dopiero tutaj, w uroczej kresowej Sokółce znalazł to, czego nie mógł odnaleźć w warszawskim gwarze. Poświęcił malarską karierę, by oddać hołd naszemu miastu i nie powinien być przez nas zapomniany.
Edward Horsztyński