W trosce o swoją żonę i przyszłe potomstwo nie zastanawiając się ani chwili taryfiarz wyważył zamknięte drzwi wejściowe do budynku i w ten sposób uwolnił swoją żonę - pisze nasza Czytelniczka.
Kilka dni temu opublikowaliśmy zdjęcie z ćwiczeń obrony cywilnej w Sokółce. Okazuje się, że z tym zdarzeniem wiąże się ciekawa historia, którą przypomina nasza Czytelniczka. Poniżej publikujemy jej list.
"Tyle dymu w centrum Sokółki" .... - krótki tekst a wywołał tyle wspomnień, wróciłam pamięcią do tamtych lat. Byłam wówczas pracownicą banku NBP i PKO Oddział zintegrowany w Sokółce, który miał swoją siedzibę na parterze i drugim piętrze w budynku który zajmuje obecnie Bank Pekao SA. Pomieszczenia na pierwszym piętrze zajmował zaś Powszechny Zakład Ubezpieczeń.
Opisywane wydarzenie wspominam z nutką rozrzewnienia i uśmiechem.
W latach 80-tych pracownicy banku mieli obowiązkowe ćwiczenia z zakresu obrony przed napadami. Prezentowane zdjęcie obrazuje jedno z takich zdarzeń. Nie jestem pewna, czy zdjęcie dotyczy akurat tego ćwiczenia, które tak zapamiętałam.
Na klatkę schodową banku "napastnicy" wrzucili świece dymne. W pomieszczeniach banku i PZU przebywali pracownicy oraz klienci. Oczywiście jako pracownicy nie byliśmy uprzedzeni o pozorowanym napadzie. Powstało zamieszanie, nikt nie wiedział co się dzieje. W trosce o państwowe mienie ówczesny dyrektor banku natychmiast zamknął drzwi wejściowe. Wszyscy więc zostaliśmy zamknięci wewnątrz budynku. Czy to było rozsądne? Na pewno nie, ale w tamtych latach obowiązywały odmienne od dzisiejszych procedury. Majątku banku (gotówki) należało bronić z narażeniem życia.
Na zewnątrz gromadzili się zdezorientowani przechodnie, wewnątrz znajdowali się nie mniej zdezorientowani pracownicy i klienci.
Zimną krew zachował tylko były "taryfiarz", mąż jednej z pracownic PZU, która była wówczas w stanie błogosławionym. W trosce o swoją żonę i przyszłe potomstwo nie zastanawiając się ani chwili wyważył zamknięte drzwi wejściowe do budynku i w ten sposób uwolnił swoją żonę.
Milicja bezskutecznie szukała "napastników", którzy prawdopodobnie, po wielu godzinach, znudzeni sami w końcu zawitali na komendzie przy ulicy Nowotki (dziś Dąbrowskiego).
Bohaterem dnia okrzyknięty został przez nas "taryfiarz", który wykazał się zdecydowaniem w działaniu i siłą rażenia - wyłamując drzwi - pisze nasza Czytelniczka.
opr. (is)