Dzielenie się chlebem i mięsem z potrzebującymi oraz wystawne uczty - to niektóre dawne, podlaskie zwyczaje, które towarzyszyły Zaduszkom. Do dziś nie zachował się żaden z nich, choć wciąż odwiedzamy cmentarze i zapalamy znicze na grobach naszych bliskich. "Zwyczaj zapalania świec na grobach wywodzi się z przedchrześcijańskiej tradycji rozpalania ognisk w święta zaduszne na mogiłach, na rozdrożach dróg, lub nawet na terenie zagród, co miało ułatwić pojawiającym się wtedy duszom poruszanie się po świecie żywych, a nawet, jak wierzono, ich ogrzanie się przy nich" - pisze w książce "Rok obrzędowy na Podlasiu" dr Artur Gaweł.
Dzień Zaduszny jest czasem modlitw za dusze zmarłych (stąd nazwa Zaduszki). Polscy katolicy modlą się za wszystkich wiernych zmarłych, których dusze według ich wiary mogą jeszcze przebywać w czyśćcu. Dzień Zaduszny wprowadził do liturgii w 998 roku św. Odylon, opat z Cluny, by zmniejszyć znaczenie świąt pogańskich poświęconych zmarłym. W Polsce Dzień Zaduszny świętowano już w XII wieku, jednak dopiero kilkaset lat później nabrał on powszechny charakter
"Najpowszechniej znanym zwyczajem w Dzień Zaduszny było odwiedzanie cmentarzy i odmawianie modlitw za dusze zmarłych. Przed tym świętem porządkowano groby, rozkładając na nich gałęzie drzew iglastych oraz wymieniając stare drewniane krzyże na nowe. Przydrożne lub cmentarne drewniane krzyże spalano w Wielką Sobotę. Podczas odwiedzin cmentarza w Dzień Zaduszny rozdawano żebrakom chleb i wędliny z prośba o zmówienie modlitw" - pisze w swojej książce "Rok obrzędowy na Podlasiu" dr Artur Gaweł, kierownik Białostockiego Muzeum Wsi.
Ten obecny jeszcze w dwudziestoleciu międzywojennym zwyczaj opisuje z kolei pisarz z Saczkowiec, Józef Rybiński w książce "Słońce na miedzy": "...kto tylko mógł, komu tylko zdrowie na to pozwalało, udawał się na cmentarz, aby osobiście dać ubogim ofiarę za dusze zmarłych, toteż zawsze w tym dniu czereda dziadów była ogromna. Aż dziw skąd ich się tyle brało. Różnymi sposobami: głośnym zawodzeniem wykrzykiwaniem modlitw, wzywaniem pomocy Boga, a nawet kalectwem usiłowali uzasadnić swoją misję w uzyskaniu łask niebieskich dla dusz zmarłych. Nie zwracali uwagi na wpychane im specjalnie na ten cel upieczone pszenne bułki, duże łusty razowego chleba, wędzone, suche łopatki baranie itp. Ożywiali się jednak słysząc brzęk monet."
"Pieczywo oddawane żebrakom pełniło w odległej przeszłości funkcję ofiary składanej na grobach" - kontynuuje dr Artur Gaweł. "Tradycja jego wyrobu przetrwała bardzo długo, w okolicach Wąsosza wypiekano jeszcze w okresie międzywojennym słodki chleb z mąki gryczanej, zwany gryczanem. Po przybyciu na cmentarz dzielono go na mniejsze kawałki i rozdawano żebrakom z prośbą o modlitwę dla zmarłych".
"W prawosławnej Cerkwi pamięć zmarłych jest czczona wielokrotnie w ciągu roku, a zwłaszcza w okresie paschalnym. W listopadzie obchodzi się Dymitryjewską Rodzicielską Sobotę, która wypada zawsze przed świętem św. Dymitra z Tesalonik (8 listopada) (...). Prawosławni duchowni święcą w tym dniu groby i odmawiają modlitwy za zmarłych, a ich rodziny przynoszą na cmentarze kwiaty i znicze. Słowianie czcili pamięć przodków obchodząc uroczyście Dziady. Pamięć o tym święcie przetrwała do naszych czasów u wschodnich Słowian. Na Podlasiu obchodzone je w Dymitryjewską Sobotę. Udawano się w tym dniu najpierw do cerkwi, aby uczestniczyć w panichidzie, czyli nabożeństwie żałobnym, a następnie odwiedzano cmentarz. Na grobach pozostawiano żywność, a zwłaszcza wypiekane z mąki razowo-gryczane placki. Po powrocie do domu przygotowywano uroczystą wieczerzę, złożoną z nieparzystej liczby potraw, najczęściej siedmiu lub dziewięciu. Wśród nich była też kutia. Kolacja ta nie miała charakteru postnego, przeciwnie starano się ugościć dusze zmarłych jak najbogaciej, aby zyskać tym samym ich przychylność. Wśród mięs często spożywano baraninę. W okolicach Hajnówki pozostawiano jedno wolne nakrycie przy stole, aby przybyła dusza mogła zasiąść do wieczerzy z domownikami, co stanowi oczywiste nawiązanie do tego samego zwyczaju praktykowanego podczas wigilii Bożego Narodzenia. Rozpoczynając wieczerzę zapalano gromniczną świecę, którą ustawiano na stole. Po zakończeniu kolacji pozostawiono jedzenie na stole, aby mogły nim pożywić się dusze" - opisuje Artur Gaweł.
Zaduszkowe uczty wspomina również Józef Rybiński w "Słońcu na miedzy": "Bardzo dawno temu po powrocie z cmentarza zasiadano do uczt, która odbywała się na przemian ze wspominkami i modłami. Ludzie wierzyli, że dusze zmarłych, chociaż niewidzialne, są w tym dniu z nimi. Jeżeli bowiem dusza nie jest potępiona na wieki, może uzyskać zezwolenie na odwiedzenie tych miejsc, w których kiedyś przebywała (...). Uczta ta swoją wytrawnością i obfitością potraw, przeważnie tłustych, bo tylko taką miarą określa się na wsi stopień dobrobytu i zamożności, przekraczała wszystkie przygotowania świąteczne w ciągu roku. Oczywiście, sprzyjały temu niedawne jesienne zbiory, jesienny ubój baranów. Jeszcze nie zaglądał do chałupy przednówek. Jako napój służyło tylko piwo. Gorzałka nie była przez duchy mile widziana. Po tym czasie dusze odchodziły".
Współcześnie niewiele zostało z dawnych obrzędów, które praktykowano na zachodnich krańcach Wielkiego Księstwa Litewskiego. Wciąż odwiedza się groby zmarłych i pali znicze. Pamiętając przy tym o modlitwie nad zmarłymi.
opr. (mby)
Dzień Zaduszny na cmentarzu w Sokółce: