Przez korek w cewniku starszy mężczyzna cierpiał niesamowity ból przez kilka godzin. - Nikt nie pofatygował się nawet, żeby mnie zbadać, czy przeczytać pismo od urologa z Białegostoku - mówi. - Nasi pacjenci, jeśli mają zastrzeżenia, mogą zwrócić się do nas ze skargą ustną lub na piśmie. Jeśli doszło do niedociągnięć, wyciągniemy konsekwencje wobec winnych - stwierdza Jerzy Kułakowski, dyrektor SP ZOZ w Sokółce.
Nasz rozmówca to starszy pan (imię i nazwisko do wiadomości redakcji), mieszkaniec jednej z podsokólskich wsi. Kilkanaście dni temu trafił na szpitalny oddział ratunkowy w ZOZ-ie w Sokółce.
- 9 kwietnia w czwartek nie mogłem oddać moczu. Do domu przyszła pielęgniarka, która pracuje w pogotowiu, żeby mi zrobić zastrzyk przeciwbólowy. Powiedziałem jej co się dzieje, a ona poradziła mi, żebym wypił piwo. Tak też zrobiłem. Ale nic się nie działo. Około 22 powiedziałem synowi, żeby mnie zawiózł na pogotowie w Sokółce. Tam założono mi cewnik, dali mi jeszcze litr wody do wypicia. Odesłano mnie do domu. Gdy wróciłem, czułem się coraz gorzej. Ból, parcie, pieczenie. Zadzwoniłem na pogotowie i kazano mi jeszcze raz przyjechać. Syn zawiózł mnie tam około północy. Lekarz powiedział, że trzeba jechać do Białegostoku - opowiada mężczyzna.
- Odwieziono mnie karetką. W szpitalu wojewódzkim od razu zaprowadzili mnie do urologa. Co tam zrobili, to ja już nie pamiętam. Ból trochę przeszedł. Skierowali mnie na USG. Potem badał mnie jeszcze internista. Była godzina 2 w nocy. Powiedzieli mi "Pan z Sokółki, to odwieziemy tam pana do szpitala". No i odwiozła mnie karetka. Trafiłem na izbę przyjęć, położyli mnie na łóżku. Zaczęli mi dawać kroplówki, od godziny 4. Było ich chyba ze cztery, czy pięć, bez przerwy. Potem przyszła druga zmiana. Pan doktor podszedł do mnie. Powiedziałem, że nie odchodzi mi mocz i mam duże parcie, czuję niesamowity ból. Lekarz wysłuchał mnie i... poszedł sobie. Tak leżałem do południa. Co się później okazało - w Białymstoku założyli mi cewnik bez zbiornika i zatkali go korkiem na drogę. Kroplówki dostawałem, a to wszystko się we mnie gromadziło. W końcu pielęgniarz powiedział "Panu to trzeba cewnik założyć". Podchodzi do mnie, odkrywa kołdrę i mówi, że cewnik jest, tyle że zatkany. "To niemożliwe, żeby tak było" - mówi. To ja od godziny 4 w nocy do południa tak cierpiałem i nikt nie pofatygował się nawet, żeby mnie zbadać, czy przeczytać pismo od urologa z Białegostoku? - mówi nasz rozmówca.
- Dopiero po tym, jak odkorkowano mi cewnik, to poczułem się tak, jakbym narodził się na nowo. Zeszło pięć litrów moczu. Kto tego nie przeszedł, ten nie wie, jaki to ból. Najboleśniejsza choroba dla chłopa. Zrobiło mi się lżej, wypisano mnie do domu - opowiada.
O wyjaśnienie sprawy poprosiliśmy dyrektora sokólskiego szpitala.
- Jeżeli pacjent wnosi zastrzeżenia do pracy naszego personelu, to prosimy o to, by zwrócił się do nas osobiście albo na piśmie. I takie przypadki zdarzały się w przeszłości. Wyjaśnialiśmy je na bieżąco. Natomiast do tego zdarzenia nie mogę się odnieść, ponieważ nie wiem, o jakiego pacjenta konkretnie chodzi. Musimy mieć pewność, o kim rozmawiamy. Nigdy nie chowamy głowy w piasek. Gdy zawinił nasz pracownik, wyciągamy konsekwencje służbowe - tłumaczy Jerzy Kułakowski.
- Nie wiem, czy to lekkomyślność lekarzy... Gdybym więcej napił się tego płynu, to nie wiem, jakby to było. Trzeba wszystko darować, nie zależy mi na tym, żeby ubiegać się o odszkodowanie. Ale jaka to lekkomyślność lekarzy - żeby pacjenci tak cierpieli. Choć jestem człowiek wierzący i wiem, że trzeba przebaczyć, to jednak powinna być jakaś odpowiedzialność ludzi, którzy leczą innych - dodaje nasz rozmówca.
(is)