Ostatnio pisałem do koła. Gdy przyjechali szacować straty, usłyszałem, że jak coś mi nie pasuje, to mogę iść z tym do sądu - mówi Ryszard Moroz, rolnik z miejscowości Bieniasze w gminie Sidra. - Sprawy Koła Łowieckiego "Jeleń" są w kontroli, a skargi na myśliwych są akcją zorganizowaną - odpiera zarzuty Jarosław Żebrowski, przewodniczący Zarządu Okręgowego Polskiego Związku Łowieckiego w Białymstoku. - To prosta rzecz: myśliwi muszą płacić odszkodowania, więc zależy im na tym, żeby płacić jak najmniej - stwierdza właściciel gruntu w Krynkach, któremu dziki zniszczyły uprawy.
Rolnicy mają pretensję o to, że "Jeleń" mnoży wymagania związane z odszkodowaniami. - Moje problemy z myśliwymi trwają już od trzech lat. Posadziłem na swojej ziemi las. Nie zaimpregnowałem drzewek od zwierząt, zresztą w pierwszym roku to było niewskazane. Wyszło na to, że dziki zjadły mi 60 procent młodej sosny. Pisałem do "Jelenia" pisma. Mam na to potwierdzenie. Niestety, myśliwi nie nawiązali ze mną kontaktu - opowiada Stanisław Stuczyk z Pohoran. - Wiosną tego roku dziki poryły mi grunta. Z koła przyjechali do mnie w niedzielę, kiedy byłem akurat w Sokółce. Pojechałem później do Saczkowiec, bo tam myśliwi pobudowali sobie siedzibę. Nikogo tam jednak nie było. Telefonów nikt nie odbiera, nie ma z nimi kontaktu. Skapitulowałem.
- Nocą dziki wchodzą na schody mojego domu. Zryły mi pastwiska. 2 hektary łąki wyglądają, jakby je kto przeorał - dodaje Ryszard Moroz. - Mówią nam, żeby iść do sądu. Ale rolnicy ani nie mają na to pieniędzy, ani czasu. To jakaś parodia!
- Do sądu mogą iść ci, którzy mają czas i są bardzo zawzięci. A myśliwi nas najzwyczajniej w świecie olewają. Mówią, że są wysoko postawieni i że nic im nie zrobimy. Wielu moich sąsiadów przestało już uprawiać ziemniaki - dodaje Stanisław Stuczyk.
Z argumentacją taką nie zgadzają się zaś myśliwi. - Na pewno jest otwarty konflikt, ale skargi są akcją zorganizowaną. Rolnicy nie są zadowoleni z wysokości odszkodowań, jednak żaden z nich nie odwołał się do sądu - mówi Jarosław Żebrowski. - Tymczasem prawo wyraźnie mówi, że jeśli szkoda jest nieznaczna, to odszkodowanie nie przysługuje. Często też szkody nie są zgłaszane na drukach, które Koło Łowieckie "Jeleń" sobie wymyśliło. Mogę jeszcze dodać, że gospodarka na tych terenach jest prowadzona wzorowo, plan jest wykonywany. Koło dzierżawi pięć obwodów. W pozostałych miejscach problem nie występuje. Tam jest grupa osób kierowanych - wiemy przez kogo.
Problemy ze współpracą z myśliwymi zgłaszali rolnicy z gmin Sidra, Kuźnica i Nowy Dwór. Wójtowie tych miejscowości zwrócili się do starosty sokólskiego o to, by wypowiedział "Jeleniowi" umowę dzierżawy terenów łowieckich. - Na razie nie mam informacji na temat tej sprawy. Jeżeli zarzuty się potwierdzą, to umowa zostanie wypowiedziana - stwierdza Franciszek Budrowski, starosta sokólski.
Gospodarze podkreślają, że wymaga się od nich, by składając wnioski o odszkodowania posługiwali się mapkami, które tracą ważność po trzech miesiącach. Samo ich pobranie z urzędu to dla rolnika niejednokrotnie kilkugodzinna wyprawa. - Chcemy otrzymywać takie same dokumenty, jakich wymaga Urząd Marszałkowski. W naszym przypadku rolnicy protestują, w przypadku Urzędu Marszałkowskiego - kładą uszy po sobie i grzecznie czekają na wypłatę - mówi Jarosław Żebrowski.
- Jak można wycenić straty z poletka żyta, gdy wycena szkód jest dokonywana po terminie ścięcia zboża? - pyta jeden z gospodarzy z gminy Sidra. - Rolnika traktuje się jak śmiecia. Przyjeżdża do mnie myśliwy, żeby szacować straty. Pytam go, jakie jest jego nazwisko, a on mi odpowiada "Ładne". Nie mamy pretensji, że są dziki. Możemy im je karmić i hodować, zamiast krów. Tylko niech nam za to płacą.
- Problem polega na tym, że jak upadła komuna, to zalesiono wiele gruntów. Dzięki temu dzikie zwierzęta zyskały stałe połączenia wzdłuż granicy, od Nowego Dworu aż za Kuźnicę. I co dzieje się teraz? Sarny chodzą w dzień po polach, co jeszcze kilkanaście lat temu było nie do pomyślenia. Pojawiły się jelenie. Natomiast dziki rozmnażają się dwa, trzy razy w roku. Sam ostatnio widziałem trzy ogromne zwierzęta i 20 podrostków w swoim lesie. Zupełnie się mną nie przejmowały. A myśliwi przyjęli taktykę "odstrzeliwania" rolników. Prawo za nami nie staje - mówi Stanisław Stuczyk.
- Rzecz polega chyba na tym, że myśliwi nie chcą płacić, bo pieniądze na odszkodowania pochodzą przecież z ich własnych kieszeni - przypuszcza gospodarz spod Krynek.
(is)
Szkody w polu kukurydzy. Film nagrany przez rolnika z Małopolski:
Najazd dzików na ogród: