Pożar w Biebrzańskim Parku Narodowym nie rozprzestrzenia się już tak szybko, jak w poprzednich dniach. Wciąż mowa jest o 6 tys. hektarach, które strawił ogień.
- Walka z ogniem trwa, ale powierzchnia pożaru się nie powiększa. Cały czas mówimy o około 6 tys. hektarów. Wiatr jest zmienny, front pożaru przemieszcza się w rejony, które wcześniej już były objęte ogniem, dlatego nie mamy dużych przyrostów. Mówimy dziś o kolejnych 200-300 spalonych hektarach - mówił kilkadziesiąt minut temu na konferencji prasowej mł. bryg. Marcin Janowski z KW PSP w Białymstoku.
Dziś w akcję zaangażowane są 74 zastępy straży pożarnej, zarówno państwowej, jak i ochotniczej. W walce z ogniem pomaga 6 samolotów i helikopter. Na miejscu są też strażacy z Krakowa i Poznania, a także z województwa warmińsko-mazurskiego. Dziś nad Biebrzę wyruszyły ponadto 22 wozy strażackie z Pomorza.
- Na froncie walki z pożarem jest 300 strażaków. Pomaga nam 50 żołnierzy WOT oraz policyjne śmigłowce, które kontrolują kierunki rozprzestrzeniania się ognia - powiedział Jankowski.
Jak dodał, większość pracy strażacy wykonują za pomocą tłumic. Do wielu miejsc docierają za pomocą sprzętu terenowego.
- Jesteśmy pełni optymizmu, bo udaje nam się kontrolować obszar, gdzie pożar może się przemieszczać. Zmierzamy w kierunku ugaszenia, nie jesteśmy natomiast w stanie określić precyzyjnie końca akcji - powiedział strażak z KW PSP w Białymstoku.
Dodał, że w tej chwili nie ma zagrożenia dla osad ludzkich.
Pytany o możliwość wysłania na miejsce kolejnych zastępów odparł, że w tej chwili nie ma takiej potrzeby.
- Wprowadzenie kolejnych strażaków nie zmieni nam sytuacji gaśniczej w taki sposób, że zaczniemy szybciej gasić pożar, a spowoduje jedynie większe komplikacje logistyczne. Siły i środki są wystarczające, żeby panować nad sytuacją - dodał Marcin Jankowski.
(mby)
Biebrza w żałobie: