„Gdy modlimy się, a Bóg zwleka z usłyszeniem nas, to czyni to dla naszego pożytku, aby nauczyć nas cierpliwości. Dlatego też nie należy tracić ducha mówiąc, że modliliśmy się, ale nie zostaliśmy usłyszani. Bóg wie co jest z korzyścią dla człowieka” (św. Warsonofiusz Wielki). Bóg nas wysłuchał i po wczorajszym skwarze darował nam orzeźwiający wiatr, niebo zaś zasnuł woalem chmur, przesłaniając nieco letnie słońce. By jednak nauczyć nas cierpliwości i wytrwałości, raz po raz zsyłał delikatny deszcz, uświadamiając nam, iż tak jak z dnia na dzień może zmienić się pogoda, tak z dnia na dzień zmienić się może nasze życie. Dlatego też należy je wieść w taki sposób, by w każdej chwili być przygotowanym na spotkanie ze Zbawicielem.
8.00, zachmurzenie całkowite, przelotne opady deszczu, 17 stopni, wiatr umiarkowany.
Podobnie jak w sobotę, zebraliśmy się rano w kryńskiej cerkwi, by wspólnie z mieszkańcami uczestniczyć w niedzielnej Boskiej Liturgii. Duchowni przy anałojczykach przyjmowali naszą spowiedź, my zaś otwierając serce i pokładając nadzieję w swojej wierze, przygotowywaliśmy się w ten sposób do sakramentu Eucharystii. W skupieniu wsłuchiwaliśmy się w słowa modlitwy, tej wypowiadanej przez celebrantów, jak też tej wyśpiewanej przez miejscowy chór pod kierownictwem pani Jolanty Horosz. Półtoragodzinne nabożeństwo minęło niczym chwila.
Po Liturgii proboszcz, o. Piotr Charytoniuk zaprosił nas na wspólne śniadanie do parafialnej świetlicy. Równie pyszne jak wczorajsza kolacja, dało nam siły na dzisiejszy, niełatwy etap. Tuż przed wymarszem o. Piotr zaproponował, byśmy poczekali jeszcze kilkanaście minut - a nuż przestanie padać. Każda chwila spędzona wśród ludzi tak sympatycznych i gościnnych była wręcz bezcenna, stąd też bez namysłu przystaliśmy na tę propozycję. Okazała się ona słuszna, gdyż ruszając w drogę do Kruszynian, żaden z 52 pątników nie musiał korzystać z parasola czy płaszcza. Stworzyciel nieba i ziemi postanowił jednak wypróbować naszą cierpliwość. Deszcz co prawda spadł, jednak zupełnie nie przeszkadzało nam to w marszu.
Na polach było cicho, tym bardziej słyszalny był hymn „Preswiataja Bohorodice spasi nas”, śpiewany w pięknym, marszowym rytmie.
Do Kruszynian dotarliśmy kwadrans przed 13. Po raz kolejny powitał nas o. Mirosław wraz z dużą grupą parafian. Duchowni odsłużyli krótki molebien, po którym posililiśmy się na tutejszej plebanii. Niestety, byliśmy już spóźnieni, dlatego też mimo gościnności i krzepiących słów o. Mirosława, musieliśmy ruszać dalej. Nie mogliśmy tego uczynić, nie dziękując za poświęcony nam czas i zaangażowanie mieszkańców Kruszynian. Opuszczaliśmy Sokólszczyznę. Kolejnym zaplanowanym przystankiem była miejscowość Skroblaki, a idąc w tym kierunku po raz pierwszy podczas tegorocznej pielgrzymki zeszliśmy z szosy na polną drogę. Można powiedzieć, iż od razu na przysłowiową głęboką wodę, gdyż nasz bus nie mógł jechać tą trasą. Przez następne 7 km musieliśmy sobie poradzić bez zaplecza bagażowego, bez względu na to, jakie warunki pogodowe nas zastaną, a niestety padać zaczęło dość intensywnie. A propos wody, nocne opady pozostawiły po sobie ślad w postaci dużych kałuż, omijanie których przysporzyło nam odrobinę kłopotów, a przede wszystkim opóźniło ten etap.
- Nie jest źle - usłyszałem za plecami. Jest po prostu inaczej. Te słowa najlepiej świadczyły o naszym nastawieniu.
Odcinek do Straszewa okazał się bardzo spokojnym. Deszcz padał coraz to słabiej, aż ustał całkowicie. Mogliśmy więc swobodnie maszerować krętą, leśną, pagórkowatą drogą. Od strony Straszewa wyszedł nam na spotkanie o. Justyn, by jak na dobrego organizatora przystało sprawdzić, czy wszystko w porządku i czy nikt nie został z tyłu. Tuż za o. Justynem maszerował o. Sławomir Jakimiuk, który z kolei chcąc należycie spełnić obowiązki gospodarza przywitał nas i zaprosił na chwilę odpoczynku i posiłek.
- Witamy pielgrzymów na Świętą Górę Grabarkę i życzymy sił na dalszą drogę. Teraz w Skroblakach zapraszamy na skromny poczęstunek, żebyście mogli pokrzepić się cieleśnie, odpocząć i pójść w dalszą drogę. Prosimy, żebyście w swoich modlitwach wspominali mieszkańców tej skromnej wsi - powiedział o. Sławomir, proboszcz parafii w Mostowlanach.
Odpoczynek jednak nie mógł być długi. Zaledwie nieco ponad pół godziny spędziliśmy na placu byłej szkoły podstawowej, posilając się postnym bigosem i babką ziemniaczaną. Przed nami pozostał jeszcze trzynastokilometrowy odcinek do Mieleszek, gdzie zaplanowany był dzisiejszy nocleg. Tuż przed wyjściem, na prośbę o. Sławomira, zaśpiewaliśmy „Mnogaja leta” funkcjonariuszom Straży Granicznej, za ich zaangażowanie i codzienną pracę. Pogranicznicy pomogli nam później w przejściu przez ruchliwą DK 65, zapewniając bezpieczeństwo całej grupie. Na pożegnanie matuszka Alina częstowała wszystkich drożdżówkami, które ruszając dalej pakowaliśmy do plecaków.
Patrząc realnie na odległość do pokonania, panujące warunki atmosferyczne i fakt, iż gros z pozostałej dzisiejszej trasy mieliśmy ponownie pokonać leśnym traktem bez asekuracji busa, spodziewaliśmy się co najmniej godzinnego opóźnienia. Był to oczywiście problem dla nas, gdyż skracał nocny odpoczynek, ale przede wszystkim to kłopot dla mieszkańców, którzy z dobroci serca chcieli nas ugościć, zwłaszcza przygotować ciepłe posiłki.
Gdy przekroczywszy krajówkę, weszliśmy ponownie w las, deszcz już nie padał, a zza chmur nieśmiało przebijało się popołudniowe słońce. Dziękując Najwyższemu, z bohochłaśnikiem w rękach śpiewaliśmy „Chwała Bogu za wszystko i za smutki i za radości”. Idący z nami o. Piotr Hanczaruk odczytał akatyst, po którym coraz to nowi pielgrzymi intonowali hymny pochwalne dla Bogurodzicy i świętych. I tak jak na porannej Boskiej Liturgii, nie spostrzegliśmy nawet, że bez postoju dziewięć kilometrów pokonaliśmy w niezwykle szybkim tempie. Byliśmy wręcz zaskoczeni, gdy wychodząc z lasu i powracając na szosę, zza zakrętu dostrzegliśmy o. Justyna, zapraszającego na krótki odpoczynek. W zasadzie mogliśmy iść dalej.
- Drodzy pielgrzymi, witają was mieszkańcy wsi Bielewicze. Czekaliśmy na was i wyszliśmy wam na spotkanie. Jest nam bardzo miło spotykać pielgrzymów, w szczególności młodzież, która nie bacząc na to, iż są wakacje, postanowiła wybrać podróż w miejsce uświęcone modlitwami naszych przodków, podróż na Świętą Górę Grabarkę. Niech miłościwy Bóg was błogosławi i da wam siły i cierpliwość na dalszą drogę. Niech da wam spokojnie przejść tę drogę pielgrzymki i tam, znajdując się już na Świętej Górze, powiedzieć „Chwała Bogu za wszystko”. Kto kiedykolwiek szedł, ten wie, jakie bywają trudności, jak bardzo potrafi palić słońce, jakie bywają deszcze, jaki bywa kurz, jak bolą nogi. Wszystko to jednak na świętym miejscu zapominamy. Człowiek się raduje myjąc się w strumyku, a pijąc święconą wodę, pokłada nadzieję, że mu pomoże i pokrzepi na dalsze życie - powiedział ks. mitrat Eugeniusz Michalczuk, wikariusz parafii w Gródku.
Zaprosił nas jednocześnie na poczęstunek do miejscowej świetlicy. Jako że do końca etapu pozostały jeszcze dwa kilometry, pozwoliliśmy sobie na kwadrans odpoczynku.
Nadrobiliśmy bardzo dużo szybkim tempem marszu i do Mieleszek dotarliśmy w zasadzie o czasie. Nieśmiałe dotąd słońce zachodziło już w pełnej krasie. Niemal wszyscy mieszkańcy, w odświętnych strojach, wyszli nam na spotkanie i powitali nas chlebem i solą. To taki swoisty wyraz szacunku dla nas. Wśród nich był też o. Eugeniusz, Mieleszki bowiem, podobnie jak Bielewicze, należą do parafii w Gródku. Mając w pamięci pielgrzymkę sprzed trzech lat wiedzieliśmy, iż zostaniemy tu przyjęci niczym dzieci i wnuki, wracające do rodzinnego domu po długiej podróży. Nie pomyliliśmy się. Na ławeczce przy świetlicy stała miska z wodą, obok leżały ręczniki. Na zasłanych białymi obrusami stołach stała świeczka oraz domowe jedzenie, w oczach mieszkańców zaś nieskrępowana radość. Czego więcej potrzeba strudzonym drogą pielgrzymom? Modlitw wieczornych i odrobiny snu.
53,3N - 23,41E, Krynki, 18.50 - pięćdziesiąt trzy osoby kończą drugi, 29-kilometrowy etap tegorocznej pielgrzymki na Świętą Górę Grabarkę.
Adam Matyszczyk
Drugi dzień pielgrzymki na Grabarkę: