„Umarłych wieczność dotąd trwa, dokąd pamięcią im się płaci” – takimi słowami Wisławy Szymborskiej rozpoczęła się wczorajsza uroczystość poświęcenia pomnika nauczycielki śp. Antoniny Matuk.
Antonina Matuk pochodziła z Grodna, urodziła się w 1895 roku. Przez wiele lat uczyła w miejscowych szkołach: Rygałówce, Lipszczanach, Bagnach i Dąbrowie Białostockiej. Organizowała także tajne nauczanie. Była osoba samotną. Zmarła w 1980 roku. Jej pogrzebem i upamiętnieniem zajęły się ówczesne władze Związku Nauczycielstwa Polskiego. Pomnik jednak z czasem uległ zniszczeniu.
Inicjatorką zbiórki funduszy na odbudowę mogiły była Dorota Budzińska, nauczycielka z Zespołu Szkół w Dąbrowie Białostockiej. W akcję włączyli się nauczyciele i pracownicy ze szkół w Dąbrowie, Nowym Dworze, Zwierzyńcu, Nierośnie i Różanymstoku, a także osoby, które znały panią Antoninę.
- Byłam dzieckiem, kiedy poznałam panią Matuk, to przyjaciółka mojej mamy – wspomina Dorota Budzińska. - Pani Antonina „była kobietą z niezwykłą klasą i ogromną kulturą” osobistą. To nauczycielka starej daty, prezentowała swoją osobą przedwojenny styl bycia. Kojarzyła mi się z "Siłaczką" - była skromna i samotna. Pamiętam także jej niezwykłą miłość do książek - mogę powiedzieć, że w pewnym sensie zaraziła mnie tą miłością. Za każdym razem, kiedy ją odwiedzałam, otrzymywałam w prezencie piękną książkę z dedykacją – mam je do dziś.
Uczennice wspominają swoją nauczycielkę jako osobę wyjątkowo życzliwą i kochającą dzieci. Do dziś, kiedy o niej mówią, mają łzy o oczach.
- Była dla nas bardzo dobra, do dzieci miała serce – to prawdziwy pedagog dawnej daty – mówi Maria Sobolewska. – Uczyła mnie w drugiej klasie szkoły podstawowej, pracowała w trudnych warunkach. W jednym pokoju mieszkała razem z siostrą a w drugim prowadziła lekcje. Takich ludzi jak ona jest bardzo mało.
- Mnie pani Antonina uczyła w Rygałówce. Moja klasa liczyła trzydzieści osób, a ona do każdego potrafiła podejść z uśmiechem i każdego ogarniała swoją miłością – wspomina Genowefa Bagieńska.
- Znałam panią Matuk od 1968 roku. Mieszkałyśmy w tej samej klatce i bardzo miło ją wspominam. Zawsze siedziała na ławeczce – dodaje Joanna Salejko.- Teraz będę ją odwiedzać tutaj.
- Pomagałam sprzątać i robić pranie, przynosiłam opał z piwnicy. Dużo czasu spędzałam z panią Antoniną. To wspaniała życzliwa wszystkim kobieta - nauczyła mnie dobroci i serdeczności. Razem robiłyśmy i razem śpiewałyśmy. Mówiła do mnie „Kasieńko”. Nie wiedziałam dłuższy czas dlaczego. Tak na imię miała jej siostra. Kiedy weszłam pierwszy raz i powiedziałam – "dzień dobry", kazała mi wyjść i wejść raz jeszcze – najpierw dygnąć a potem przywitać się. I powiedziała, że będę dla niej Kasieńką – wspomina Romualda Szczepura.
(hr)