Kolej z Warszawy do Petersburga liczy sobie 150 lat. Jadące tą linią pociągi osobowe od 65 lat zatrzymują się na przystanku Rozedranka. Wcześniej okoliczna ludność mogła wsiąść do pociągu w Sokółce albo Czarnej Wsi. Przez pewien okres, bezpośrednio po wojnie, do pociągu można było nie tyle wsiąść, co wskoczyć przy prowizorycznym moście kolejowym na rzece Sokołdzie, ułożonym w miejsce wysadzonego przez Niemców uciekających pod naporem Armii Czerwonej.
Kilkunastometrowy odcinek pogiętej szyny kolejowej z tamtego mostu jeszcze w latach 60-tych leżał na łące odrzucony eksplozją na znaczną odległość. 300 metrów za mostem w stronę Sokółki jeszcze teraz są trzy leje po bombach lotniczych, które miały zniszczyć torowisko, ale spadły obok wysokiego nasypu kolejowego. Na odbudowanym tymczasowym moście pociągi zwalniały do pięciu kilometrów na godzinę. Przy takiej prędkości można już było wsiąść i wysiąść, nie będąc kaskaderem. Konduktorzy zwykle przychylnie otwierali drzwi.
W latach 1947-1953 w Parafii Rozedranka proboszczem był ksiądz Adam Bakura. Przed wojną pracował w Odelsku, a z Rozedranki przeniósł się w rodzinne strony do Parafii Żeronie koło Łodzi. Ksiądz Bakura miał brata w centrali PKP i wykorzystał ten fakt, żeby w Nowej Rozedrance utworzyć przystanek.
W maju 1947 roku (dokładna data nie zachowała się ani w zapiskach, ani w pamięci) udekorowany parowóz dojechał majestatycznie i zatrzymał się przed wstęgą przeciągniętą przez tor. Przybyli pociągiem przedstawiciele władz kolejowych, wśród zgromadzonych licznie mieszkańców okolicznych wiosek, przecięli wstęgę, otwierając tym przystanek i zaprosili chętnych na darmową przejażdżkę. Nim do tego doszło, trzeba było wybudować peron. Układanie krawędzi peronowej prowadzili bracia Romuald i Witold Mazerscy. Zrobili to solidnie, ze znawstwem i mimo upływu czasu ten fragment nie potrzebował jeszcze naprawy.
Pociąg ze żwirem potrzebnym do wypełnienia rampy peronu rozładowany został łopatami w ciągu zaledwie kilkunastu minut – tyle ludzi z entuzjazmem przyszło do pracy. Całość nadzorował ksiądz Bakura. Miał przy tym tyle zajęć, że aby nie tracić czasu, śniadanie, w postaci razowca popijanego mlekiem z butelki, zjadał idąc na oddaloną o trzy kilometry budowę przystanku.
Przez pierwsze dwa lata przystanek obsługiwały społecznie Helena i Zofia, córki Władysława Deputata, kolejarza mieszkającego w przytorowej koszarce w Nowej Rozedrance. Z szeregu takich kolejowych domków między Białymstokiem a Sokółką ta koszarka zachowała się i dalej służy jako mieszkanie. Inne, chyba z tego powodu, że często były w szczerym polu, nie znalazły lokatora i zostały wyburzone. Do obowiązków obsługi przystanku należało zapalanie lamp naftowych sygnalizujących końce peronu i latarń na przejeździe, sprzedaż biletów oraz opuszczanie rogatek. Dwie drewniane żerdzie, pomalowane w białe i czerwone odcinki i ręcznie opuszczane, zamykały drogę na czas przejazdu pociągu.
Przystanek ten przez wiele dziesiątek lat był oknem na świat miejscowej społeczności. Tu rozpoczynali i kończyli podróż nie tylko tutejsi, ale też ludzie z oddalonych o kilkanaście kilometrów Białousów, Łubianki, Lipiny, czy też Janowa. Dziś ten przystanek stracił na znaczeniu, bo samochód spowszedniał i uniezależnił od rozkładu jazdy, coraz bardziej okrojonego z powodu malejącej liczby pasażerów.
10 września 1986 roku zatrzymał się na przystanku Rozedranka pierwszy pociąg elektryczny. Koloryt i duch parowozu sapiącego miarowo, ale bez zadyszki, buchającego parą i dymem, pokazującego wysiłek tłoków i prężącego wiązary poruszające koła przeszedł do historii. Ulice w Nowej Rozedrance mają swoje zwyczajowe nazwy. Przemianowanie Kolejowej na ulicę księdza Adama Bakury upamiętniłoby twórcę cywilizacyjnego skoku społeczności, ale napotyka na opory. Nawet proboszcz ogłasza kolędę na ulicy Kolejowej, jakby w obawie, że upamiętnienie zasług księdza Bakury przyćmiłoby jego dokonania .
Jerzy Grynczel