Z Tomkiem Jaroszewiczem, Mistrzem Polski Juniorów w skoku wzwyż - o treningach, pracy, sporcie i planach na przyszłość - rozmawia Paulina Żurkowska.
Rozdajesz już autografy?
Nie, jeszcze nie rozdaję. Nikt tutaj nie traktuje mnie w ten sposób.
Zdobyłeś mistrzostwo Polski. To ogromne osiągnięcie, biorąc pod uwagę warunki Suchowoli, prawda?
Prawda. Ale dzięki zaangażowaniu trenerów i zakupieniu pasów tartanu można trenować. Pasy tartanu to taka nawierzchnia, po której można biegać w butach z kolcami. A że u nas jest hala, to trzeba było je kupić.
Jak się czułeś stojąc na najwyższym stopniu podium?
Trudno to opisać. Wygrać zawody i stanąć na pierwszym miejscu podium ex-aequo z przyjacielem…
Czy musiałeś włożyć w to dużo pracy?
Starałem się robić 2-3 treningi tygodniowo. Według trenera Eugeniusza Klina, to troszkę mało, ale jak widać wystarczyło.
Więc masz wrodzony talent?
Wrodzony może nie, ale lubię skakać. Jak się coś lubi, to zazwyczaj wychodzi.
Skąd twoje zamiłowanie sportu?
Chyba wszystko zaczęło się od oglądania meczów. W podstawówce zawsze lubiłem pograć w piłkę nożną albo siatkówkę. Dopiero w gimnazjum zacząłem trenować skok wzwyż, co mi się bardzo spodobało.
Lubisz rywalizację?
Bardziej wspieranie siebie nawzajem niż czystą rywalizację.
Jakie masz plany na przyszłość - te sportowe i niekoniecznie?
Wszystko zależy od wyników egzaminu maturalnego i moich wyników w sporcie. Myślę, że sport pozostanie tylko dodatkiem, ale jeszcze zobaczymy. Moim głównym celem jest dostanie się na wybrany kierunek studiów, najpewniej na politechnice.
Dziękuję za rozmowę.
O sukcesie młodego sportowca z Suchowoli pisaliśmy w tekście Tomasz Jaroszewicz wrócił do domu z mistrzowskim tytułem [FOTO].