Lucek Sawicki kursuje między Sokółką (gdzie mieszka) a Białymstokiem (gdzie studiuje) . Z aparatem w ręku śledzi przygotowania i przebieg białostockich festiwali kulturalnych, na których pojawiają się artyści i odbiorcy z całego świata. Sam również angażuje się w pracę za kulisami wydarzeń, takich jak festiwal Halfway – W Połowie Drogi, Dni Sztuki Współczesnej czy Underground/Independent. Oba punkty widzenia – widza i osoby zaangażowanej w przygotowanie imprezy udaje mu się skutecznie połączyć w jeden - widoczny na zdjęciach, które świetnie oddają to, co wyjątkowe w wydarzeniach. O tym, co dostrzega fotograf – reporter z tyłu sceny i na scenie i o tym, co czyni pracę wolontariusza wyjątkową - z Luckiem rozmawia Zuźka Błahuszewska.
Portret czy reportaż – praca nad którym sprawia Ci więcej przyjemności?
To zależy. Reportaż – tylko festiwalowy, a portret – zależy od fotografowanej osoby i sytuacji, w której fotografuję. Każdy wygląda inaczej w innych okolicznościach i to wszystko widać na zdjęciach – o to chodzi, żeby uchwycić to, kim jest, co przeszła i co przeżywa w danym momencie osoba po drugiej stronie obiektywu. Niektórzy wyglądają najlepiej, gdy są zmartwieni albo zamyśleni. Podczas koncertów również robię portrety – staram się wtedy uchwycić ten stan skupienia, kiedy fotografowana osoba gra czy śpiewa; wyławiam to, co przeżywa artysta w chwili występu.
Czy masz jakiś ulubiony rodzaj relacjonowanych festiwali? Kino, teatr, koncerty?
Kino odpada – jest za ciemno, żeby robić zdjęcia – można ewentualnie relacjonować spotkania po projekcjach. Bardzo przyjemnie „robi się” teatr. Najciekawiej wypadają próby medialne – w ich trakcie masz szansę podejść naprawdę blisko aktora i zrobić dobre ujęcie. Koncerty i festiwale cieszą, zwłaszcza dlatego, że jest na nich zawsze mnóstwo osób: i artystów, i widzów. Dzięki temu zawsze zrobisz świetne zdjęcie. Nawet, jeśli będzie to jedna wspaniała fotografia na kilkaset ujęć, naprawdę warto się wysilić.
Którą część festiwalu fotografuje się najciekawiej: próby, przygotowania czy same koncerty?
Każdy etap wymaga innego podejścia: jeśli idziesz na próbę, skupiasz się na tym, by zrobić zdjęcia ukazujące aktorów i to, co przeżywają; szukasz okazji, by uwiecznić ruch na scenie, próbujesz podejść na tyle blisko, by oddać charakter przedstawienia. Podczas festiwalu nie możesz się już zastanawiać – musisz reagować od razu, szybko i przeżywać to, co się dzieje. To jest najlepsze – kiedy sam jesteś uczestnikiem wydarzeń i znajdujesz się w ich centrum, wiesz, gdzie masz się pojawić, komu zrobić zdjęcie. Zarówno na próbach, jak i w trakcie występu, musisz przypominać cień, z tą różnicą, że na festiwalu musisz być cieniem całej społeczności uczestników.
Czym kierujesz się, wybierając imprezy, na których pracujesz? Który z festiwali wspominasz najlepiej?
Biorę wszystkie, uwielbiam festiwale! Czasami nawet nie sprawdzam, kto występuje, lubię niespodzianki. Najbardziej w pamięć zapadł mi pierwszy festiwal, w który się zaangażowałem, czyli ŻubrOFFka – białostocki festiwal filmowy, który trwał około pięciu dni. Pierwszy raz pracowałem na takim wydarzeniu jako wolontariusz – oprócz mnie, w ekipie znalazło się jeszcze dwóch fotografów, którzy pomagali mi „teoretycznie” i udało mi się sprostać wyzwaniu.
Najbardziej przeszkadza brak wiary: wydaje ci się, że nie zrobisz materiału, bo boisz się porażki. Trzeba być konsekwentnym w tym, co się chce robić. Jeśli musisz coś poprawić, popraw to następnego dnia i skup się na tym, żeby jutro uchwycić jak najwięcej: dzieją się przecież kolejne akcje, spotkania czy spektakle, które masz szansę uwiecznić. Bywa i tak, że to ostatniego dnia imprezy zrobisz swoje najlepsze zdjęcia.
Co odkryłeś dla siebie podczas pracy przy festiwalach?
Odkryłem, że rzeczywiście warto być wolontariuszem – nic na tym nie zarobisz, czasem nawet wydasz trochę pieniędzy z własnej kieszeni, ale doświadczenie i możliwość poznania tylu osób, które mają wiele do powiedzenia i zaoferowania, możliwość przeżywania tych wydarzeń wspólnie jest bezcenna. Gwiazdy występujące na festiwalach najczęściej bardzo pozytywnie odnoszą się do wolontariuszy i doceniają ich pracę. Czasem musisz wejść do ich garderoby, porozmawiać z menedżerem zespołu, wziąć od niego płyty i zanieść je do sklepiku, sprzedać, ale możesz liczyć, że po koncercie artysta postawi ci piwo w pubie, czy okaże wdzięczność w inny sposób - jednemu z moich kolegów w trakcie występu zespołu, którym się opiekował, została zadedykowana piosenka. Jako wolontariusz pracujesz na opinię o festiwalu i mieście, po którym oprowadzasz artystów – zabierasz ich do fajnych kawiarni, przedstawiasz najciekawsze miejsca, sprawiasz, by czuli się w nim jak najlepiej.
Festiwalowe znajomości mogą trwać latami – cały czas mam kontakt z ludźmi poznanymi na mojej pierwszej ŻubrOFFce; piszę chociażby z dziewczyną z Budapesztu, która wystąpiła w Białymstoku ze swoim filmem oraz jako reżyser swojej animacji i namawiam ją, byśmy zrobili coś wspólnie.
Jakie masz plany na przyszłość? Na czym chcesz się teraz skupić?
Zasadniczo szukam pracy. Nie musi być związana z fotografią, która zawsze „gdzieś będzie” - chciałbym kiedyś żyć z pasji, jednak na razie rozglądam się za zajęciem, które pozwoli mi ją sfinansować i dalej rozwijać. Od kiedy działam przy festiwalach, zrozumiałem też, że chciałbym się również zajmować organizacją wydarzeń i zapraszać gwiazdy, które mi się podobają, które ja bym chętnie poznał i zobaczył na żywo – chciałbym dzielić się tym, co lubię z innymi ludźmi.
Czy chciałbyś cofnąć się w czasie, żeby uwiecznić jakieś wydarzenie z przeszłości?
Nie, w żadnym wypadku. Nie ma sensu patrzeć wstecz, trzeba patrzeć w przyszłość i to w swoją przyszłość.
Dziękuję za rozmowę.
Fotografie Lucka – i relacje, i portrety można obejrzeć na jego blogu: lucjusz-sawicki.blogspot.com.