Proces fałszywej wróżki rozpoczął się dziś przed Sądem Okręgowym w Białymstoku. Mieszkanka Sokółki, miała jej przekazać w sumie około 550 tysięcy złotych. Edyta M. zapewniała poszkodowaną, że jest w stanie ochronić jej bliskich przed chorobami.
Według aktu oskarżenia, proceder trwał w 2011 i 2012 roku. Mieszkanka Sokółki skontaktowała się z działającą w Białymstoku wróżką za pośrednictwem rodziny. Edyta M. uchodziła za osobę, która patrząc na zdjęcie jest w stanie przewidzieć stan zdrowia obserwowanej osoby. Wróżka przepowiedziała śmierć wujka swojej ofiary i mężczyzna ten rzeczywiście zmarł.
Na początku poszkodowana przekazywała znachorce 100-200 zł za wizytę. Później kwoty te wzrosły do kilkunasty tysięcy złotych. W końcu mieszkanka Sokółki zapożyczyła się u znajomych i zaciągnęła kredyt bankowy. W sumie do wróżki miało trafić 550 tys. zł. Poszkodowana chciała w ten sposób uchronić przed nowotworem swojego syna.
Cała sprawa wyszła na jaw po tym, gdy na policję zgłosił się mąż ofiary. Jego żona próbowała go powstrzymać, obawiając się, że zostanie przeklęta.
Akt oskarżenia w tej sprawie był gotowy w sierpniu tego roku. Dziś przed Sądem Okręgowym w Białymstoku rozpoczął się proces wróżki.
Oskarżona nie przyznała się do zarzutów i odmówiła składania wyjaśnień i odpowiedzi na pytania. Pierwsza zeznawała pokrzywdzona. Sąd zgodził się z wnioskiem jej pełnomocnika, by na ten czas oskarżona opuściła salę rozpraw. Chodziło o to, iż wciąż ma ona na pokrzywdzoną duży wpływ - podała Polska Agencja Prasowa.
Wróżka pytana o to, z czego się utrzymuje, odparła, że ma pieniądze dzięki wygranym w totolotka.
opr. (is)