Miał uszkodzone skrzydło i nogę, ale dzięki ludzkiej opiece ma szansę wyzdrowieć. Ludzie po raz kolejny udowadniają, że nie jest im obojętny los dziko żyjących zwierząt.
"Ptak na początku lipca dotarł na nasze podwórko - bociek młody, wycieńczony, z uszkodzonym skrzydłem i nogą. Byliśmy pewni, że nie ma szans na przeżycie. Po telefonie do pracownika Biebrzańskiego Parku Narodowego wiedzieliśmy, że jeśli my nie zajmiemy się zwierzęciem, to instytucje również nie są zainteresowane losem naszego "Dzibusia", bo tak go nazwaliśmy. Przez dwa tygodnie mąż go karmił, sąsiedzi wspomagali nas i donosili pokarm. Kupowaliśmy kurczaka, wątróbki, serca oraz gotowane jajka. "Dziubuś" całkiem dobrze się trzymał, niestety, bez fachowej opieki nie miał szans odlecieć do ciepłych krajów - pisze Czytelniczka w mailu do redakcji.
I kontynuuje: "Po dwóch tygodniach zadzwoniliśmy do Poczopka, do osoby, która opiekuje się boćkami. Miły pan stwierdził, że ma już dwanaście bocianów to równie chętnie zaopiekuje się trzynastym zwierzęciem. Zawieźliśmy tam bociana, chcąc sprawdzić, jakie będzie miał warunki... i byliśmy bardzo miło zaskoczeni: fachowa opieka, weterynarz, odpowiednie żywienie i na końcu przygotowanie do odlotu. Jeśli nie będzie mógł odlecieć to jesteśmy pewni, że będzie miał dobrą opiekę przez całą zimę. Chcielibyśmy bardzo podziękować panu z Poczopka, który zajął się chorym bocianem. Myślę, że jest to odpowiedni człowiek na odpowiednim stanowisku. Człowiek, któremu naprawdę zależy na dobru ptaków. W Poczopku spotkaliśmy również czarnego bociana, który do tego miejsca powrócił, mimo że może odlecieć. Odczytuję to, jako dobre miejsce. W sierpniu wybieramy się do Poczopka sprawdzić czy nasz "Dziubuś" odleciał - pisze Czytelniczka.
To kolejne zwierzę uratowane dzięki ludzkiej pomocy. Wczoraj informowaliśmy o potrąconym przez samochód bocianie, którym zajął się mieszkaniec Karpowicz (więcej: Bocian uratowany w Karpowiczach [FOTO OD CZYTELNIKA]).
opr. (mby)
"Dziubuś" trafił do Poczopka (Czytelniczka):