Według legendy dziedzic zamurował w ścianie gmachu swą córkę, która śmiała zakochać się w młodym koniuszym. To samo uczyniono z jej kochankiem.
Pałac w Pawłowiczach wzniósł w 1610 roku Paweł Wolłowicz herbu Bogoria, podskarbi litewski. Jego ojciec Hieronim był fundatorem kościoła w pobliskim Zalesiu. Wołłowicze siedzieli na tych ziemiach od dawna, dzierżawiąc od króla południową, dziką wtedy jeszcze część Puszczy Grodzieńskiej i odpowiadając za jej kolonizację.
Przepiękny pałac w Pawłowiczach jest najstarszą rezydencją w regionie, jedyną z elementami renesansowymi. Przypomina wille włoskie. Zbudowano go na planie prostokąta i przykryto czterospadowym dachem. Wystrój zewnętrzny budynku jest dosyć skromny. Tworzą go płytki ryzalit z balkonem, trójkątny fronton, renesansowe obramowania okien na piętrze oraz kostkowy gzyms podokapowy. Na prawo od wejścia do budynku można dziś dojrzeć oryginalną tablicę z łacińską inskrypcją, którą można przetłumaczyć: "Paweł Wołłowicz sobie i swoim jakimkolwiek również wdzięcznym spadkobiercom zbudował w Roku Pańskim 1610. Czego pragniesz dla siebie, czyń i drugiemu" .
W rękach Wołłowiczów rezydencja pozostawała do początków XVIII wieku. Później trafiła do Łappów, Komarów i Downarowiczów. Ten ostatni ród uczynił z pałacu prawdziwą rezydencję magnacką. Trudno dziś to sobie nawet wyobrazić, ale oprócz oficyn i przebudowy budynku, Downarowicze założyli też park tarasowy na zboczu doliny rzeki Sidry. Żyli jednak ponad stan i musieli majątek sprzedać. Właściciele pałacu zmieniali się dość często. Jak pisze Grzegorz Rąkowski w "Polsce egzotycznej", byli to Olendzcy, Wasilkowscy, Oppermanowie, Baehrowie i Boboszynowie. W 1910 roku majątek należał do Elżbiety Kułakowskiej, która z okazji 300-lecia przeprowadziła gruntowny remont rezydencji. Dziś pod dachem, na frontonie dostrzec można tablicę po rosyjsku wmurowaną w ścianę z tej właśnie okazji.
Mąż Kułakowskiej był podpułkownikiem carskiego wojska, a jego jednostka stacjonowała we wzniesionych w pobliżu pałacu koszarach ze stajniami. Dziś nie ma po nich śladu.
Przed 1939 rokiem właścicielem rezydencji był doktor Bołchowitynow, mąż córki Elżbiety Kułakowskiej. Zawierucha wojenna oszczędziła pałac, jednak nowa władza ludowa nie miała dlań lekkiej ręki. Rozparcelowano majątek, wycięto park, zburzono carskie koszary i zaczęto rozbierać... samą rezydencję. Wstrzymano się dopiero po interwencji profesora Pawła Kułakowskiego, syna Elżbiety. Pałac został odbudowany w latach 1959-66, a w budynku siedzibę swą znalazła szkoła. Jednak i ona - ze względu na niż demograficzny - wyprowadziła się z pałacu.
Teraz gmach w Pawłowiczach stoi nieużytkowany, o czym mówi tabliczka zawieszona przy drzwiach. Otwiera się go tylko z okazji wyborów. W gminie Kuźnica powiedziano nam, że nie ma w związku z pałacem żadnych planów. - Każde wbicie gwoździa wymaga zgody konserwatora zabytków - powiedział nam jeden z urzędników. - To pustostan - dodał. Istniałaby możliwość wynajęcia budynku, ale tylko na... trzy lata.
Z pałacem wiąże się legenda przytoczona przez Katarzynę i Jerzego Samusików w książce "Pałace i dwory Białostocczyzny". Dawno temu dziedzic pawłowicki miał przepiękną córkę na wydaniu, która jednak zakochała się w młodym koniuszym pracującym we dworze. Ojciec zabronił córce spotykać się ze sługą i przez pewien czas ta przestrzegała zakazu. Jednak uczucie okazało się silniejsze. Gdy rozsierdzony dziedzic dostrzegł swą latorośl w ramionach koniuszego, zagotowała się w nim krew i nakazał zamurować córkę w murach pałacu, lecz tylko do połowy, by bardziej cierpiała. Gdy zmarła, zamurowano ją całą, a podobnie postąpiono z koniuszym. Do tej pory można ponoć zobaczyć dwa wgłębienia przy schodach prowadzących do piwnic.
(is)
200-letnia aleja, pałac w Pawłowiczach i jego otoczenie. Zobacz zdjęcia: