Radosław Kabelis, grający trener Sokoła Sokółka opowiada o atmosferze w drużynie, o tym, dlaczego zupełnie za darmo szkoli młodych adeptów piłki nożnej oraz o sytuacji klubu.
Jest pan piłkarzem Sokoła Sokółka, a zarazem trenerem tej drużyny i szkoleniowcem dzieci, które przychodzą na treningi na boisko OSiR-u. Czy coś pominąłem?
Nie.
Jak to wszystko udaje się panu pogodzić?
W Sokole jest nas dwóch - ja i Michał Tochwin, zastępujemy więc siebie nawzajem...
Gdy trener siedzi na ławce, przypatruje się zawodnikom, ma cały ogląd sytuacji. Jak to jest w przypadku trenera grającego?
Pierwszy raz jestem w takiej sytuacji. Na szczęście gram w obronie, z tyłu, widzę więc kolegów przed sobą. Być może dzięki temu jest to łatwiejsze zadanie. Pomaga nam też Zdzisiek Sidorowicz (prezes Sokoła Sokółka - red.). Zawsze coś podpowie.
To może prezes zostałby trenerem?
On ma swoje obowiązki.
Z jakimi problemami boryka się teraz Sokół?
Są ludzie, którzy pomagają klubowi, którzy dają pieniądze ze swoich prywatnych funduszy - 100, 200, czasem nawet 500 złotych. Jedna osoba pomogła nam w ten sposób, że przed sezonem dała nam pieniądze, żeby opłacić kary za poprzedni sezon, żeby w ogóle zawodnicy mogli grać.
Warto było awansować do drugiej ligi?
To nie jest pytanie do mnie.
Wiem, że pan nie podejmował decyzji w tej sprawie. Ale z pana perspektywy...
Wydaje mi się, że trzeba było usiąść, na chłodno przekalkulować, zobaczyć, czy nas stać na tę drugą ligę. Może było takie założenie, że pojawią się sponsorzy... Osobiście uważam, że nie trzeba było zaczynać drugiego sezonu. Po pierwszym sezonie zespół powinien się wycofać. Trzeba było powiedzieć wprost: "Nie stać nas, jest za drogo, zrobiliśmy swoje i schodzimy o poziom niżej, do trzeciej ligi, gdzie pieniądze nie są już takie wielkie". Niestety, organizacja meczu w drugiej lidze u siebie to koszt około 10 tysięcy.
Na co idą te pieniądze?
Ochrona, sędziowie, delegaci. Druga liga jest droga i trzeba mieć przynajmniej milion złotych, żeby spokojnie rozgrywać spotkania. W trzeciej lidze to nie są już tak duże pieniądze.
Budżet Dębu Dąbrowa Białostocka to około 250 tysięcy.
Dla nas był to może zbyt duży przeskok. W trzeciej lidze dojazdy nie są tak dalekie, nie trzeba płacić za noclegi. To też są przecież koszty.
Jak można byłoby pomóc Sokołowi?
Są potrzebne pieniądze. Jest komornik na koncie, miasto nie może przekazać środków, starostwo też. Tkwimy w takim martwym punkcie.
Myśli pan, że klub z tego wyjdzie?
Ciężko powiedzieć. Jeśli już, to może się to ciągnąć ładnych parę lat. Chyba że pojawi się ktoś z zewnątrz... Żaden z trenerów, czy zawodników nie dostaje pieniędzy. Do Sokoła przychodzą ludzie, bo chcą spotkać się, zagrać w Sokółce dla swoich rodzin, dziewczyn, znajomych. Grają w piłkę, bo bardzo to lubią.
Pan za darmo trenuje też dzieci i młodzież, która przychodzi na zajęcia do Sokoła?
Tak.
Dlaczego pan to robi? Teraz wszystko jest takie skomercjalizowane. Pierwsze pytanie zazwyczaj brzmi "za ile?"...
W tym roku dopiero zrobiłem licencję trenerską. W zeszłym roku prowadziłem drużynę juniorów. Też cały czas charytatywnie. Po prostu lubię to. Tak to można najprościej powiedzieć.
Ma pan bardzo fajny kontakt z młodymi ludźmi. Szanują pana...
Większość obecnych zawodników Sokoła nie ma ukończonych 20 lat. Nie wiem, czy to szacunek, czy koleżeństwo, ale na razie to się układa. W drużynie jest dobra atmosfera. Myślę, że koledzy słuchają mnie też dlatego, że jestem jednym z najstarszych zawodników w klubie, jednym z najbardziej doświadczonych. W seniorskiej piłce jestem już przecież od dziewięciu lat. Zresztą, każdy zawodnik, który ma jakąś konstruktywną uwagę, widzi coś na boisku, krzyknie, podpowie coś, zawsze jest wysłuchany. To nie jest tak, że każdy gra dla siebie. Jesteśmy drużyną, gramy wszyscy razem. Gdy kończy się mecz, wszystko omawiamy, analizujemy, wiemy, co poprawić, co jeszcze zrobić.
Dobrze jest także wśród juniorów. Widzę, że dzieci, które przychodzą na treningi są zadowolone. Mówią, że im się podobało. Więc mnie też.
I to wystarczy?
Na pewno gdybym nie miał pracy, byłoby ciężko. Ale mam czas i chęci.
Jaki jest cel Sokoła w tym sezonie? Utrzymanie się w czwartej lidze?
Tak. Ale wiele zależy od pieniędzy. To jest teraz największym problemem.
Jakie jest pana marzenie?
Marzeń jest wiele. Chciałbym dalej mieć do czynienia z piłką rozwijać się jako trener, a teraz jestem na początku swojej przygody. A w życiu prywatnym: założyć rodzinę, zbudować dom i posadzić drzewo.
Dziękuję za rozmowę.
Notował: Piotr Biziuk