Służby mundurowe - Straż Graniczna, wojsko i policja - które pilnują granicy z Białorusią na wysokości wsi Usnarz Górny i zabezpieczają miejsce, gdzie po białoruskiej stronie od kilkunastu dni koczują imigranci, utworzyły swoje miasteczko namiotowe, które częściowo zasłania teren, gdzie jest grupa cudzoziemców.
Są tam dwa duże namioty policyjne, stanęły też przenośne toalety - wszystko tuż przy pasie granicznym, więc w odległości kilkuset metrów od miejsca, gdzie są dziennikarze i wolontariusze organizacji, które działają na rzecz uchodźców.
Zza samochodów i namiotów nie widać, ilu funkcjonariuszy SG i żołnierzy jest na jednej zmianie. Widać za to ruch wśród policjantów, bo to oni zabezpieczają wejście na łąkę, za którą jest teren z samochodami służb i pasem granicznym. Policjanci stoją nieruchomo za taśmą odgradzającą ten teren; ustawieni są co kilka-kilkanaście metrów, zmieniają się co godzinę-półtorej. Po skończonej całej zmianie są odwożeni samochodami terenowymi policji do Usnarza Górnego, a stamtąd odjeżdżają większymi pojazdami.
Namiotów imigrantów nie widać, trudno też policzyć, ile ich jest obecnie. Kiedy dziś przed południem samochody polskich służb nie odgrodziły tego miejsca od widoku ze strony Usnarza Górnego, było widać trzy nieduże namioty.
Około dziesięciu namiotów różnej wielkości rozbili aktywiści, głównie osoby działające lub współpracujące z fundacją Ocalenie. W czwartek, gdy przez kilka godzin padał deszcz i było niecałe 15 stopni Celsjusza, było tam dość cicho i spokojnie. Głośniej robiło się wtedy, gdy tłumaczki kontaktowały się z imigrantami przez megafon; rano rozmawiały z nimi o stanie zdrowia i jedzeniu, po południu sprawdzały dane personalne. Nie było zbyt wielu osób postronnych, być może zdecydowała o tym pogoda.
Działacze fundacji Ocalenie podali dziś, że imigranci są bardzo głodni.
Przed chwilą przedstawiciel przetrzymywanej grupy zaczął krzyczeć, że są bardzo głodni. To pierwszy raz, kiedy komunikują to sami z siebie, bez naszego pytania. Przypuszczamy więc, że sytuacja jest dramatyczna. Dziś dostali trochę suchego chleba. Wczoraj nic. Przedwczoraj chleb.
— Fundacja Ocalenie (@FundOcalenie) August 26, 2021
Coś zupełnie innego wynika z informacji SG.
Dziś na łąkę przylegającą do koczowiska przyjechał m.in. ksiądz Wojciech Lemański.
Ks. Wojciech Lemański na granicy - razem z pastorem ewangelickim przywieźli prowiant, lekarstwa itd. Nie zostali dopuszczeni do uchodźców.#UsnarzGórny pic.twitter.com/sa38DnhCqJ
— Krzysztof Luft (@KrzyLuft) August 26, 2021
Ooo i ten zapomniany już przez Salon celebryta postanowił odkurzyć swoją osobę przy okazji zamieszania z imigrantami na Białorusi...
— Dominik Kuciński (@DominikKucinsk) August 26, 2021
Po Lempart nad granicę dotarł również Lemański, aby ogrzać się w blasku kamer🙄🤦♂️ pic.twitter.com/AS1t1ZUils
Grupa imigrantów koczuje na wysokości Usnarza Górnego od kilkunastu dni na terytorium Białorusi.
Polska Straż Graniczna mówi o grupie 24 osób lub nieco większej, fundacja Ocalenie – w oparciu o komunikację z tą grupą – o 32 osobach. Polska uważa, że odpowiedzialność za sytuację imigrantów ponosi Białoruś. Polski rząd proponował władzom tego kraju wysłanie pomocy humanitarnej z myślą o imigrantach, ale otrzymał odpowiedź odmowną.
Polskie służby mundurowe pilnujące grupy nie zezwalają na przekazanie jej pomocy bezpośrednio z polskiej strony, np. przez wolontariuszy Ocalenia. W czwartek taką odpowiedź odmowną dostali też duchowni, którzy przywieźli do Usnarza Górnego leki, wodę i suchy prowiant. Jak mówili, od dowodzącego, z którym rozmawiali na miejscu usłyszeli, że takie są rozkazy.
Trwa budowa ogrodzenia na granicy z Białorusią.
Żołnierze #WojskoPolskie budują ogrodzenie na granicy polsko-białoruskiej.
— Ministerstwo Obrony Narodowej 🇵🇱 (@MON_GOV_PL) August 26, 2021
Budowane ogrodzenie utrudni próby nielegalnego przekraczania granicy. pic.twitter.com/TkU8Uj4ZQX
(PAP)
Autor: Robert Fiłończuk