Formacja GIGANT powstała w połowie lata 2012 roku w Białymstoku. Wokalistą oraz liderem zespołu jest Marek Sadowski, który pochodzi z Dzięciołowa w gminie Jaświły. Uczęszczał do suchowolskiego gimnazjum, a teraz często występuje w Sokółce. Zagrał w teledysku zespołu Weekend. Z muzyką zaczął przygodę jak DJ pod pseudonimem SADO. W Gigancie występuje Łukasz Kakareko. Z Markiem Sadowskim rozmawia Paulina Żurkowska.
Od dawna interesujesz się muzyką?
W sumie od dziecka muzyka mnie fascynowała. Mój dziadek grał, wujek grał i w pewnym stopniu odziedziczyłem to po nich. Już kiedy uczęszczałem do klas podstawowych, puszczałem muzykę na dyskotekach szkolnych. Później razem z wujkiem (już po podstawówce, w gimnazjum) było normalne granie. Kiedy rozpocząłem naukę w Białymstoku, tutaj rozpoczęła się też taka, powiedzmy, moja "kariera". Może nie światowa (śmiech), ale i nie amatorska. Wstąpiłem do stowarzyszenia DJ-ów. Było nas tam trzydziestu i organizowaliśmy raz w miesiącu w różnych miejscach na Podlasiu i poza Podlasiem imprezy, na których graliśmy. Później doszły różne próby, wokale… Z muzyki najbardziej byłem związany z DJ-ką.
Ale wystąpiłeś teledysku Weekendu. Jak to się stało?
Kwestia przypadku – nieprzypadku, każdy mnie o to pyta (śmiech). Grałem w Kręgu dużo imprez z Wojtkiem, który pracuje w firmie Jard i w radiu. Pewnego dnia on zadzwonił do mnie i zapytał, czy nie chciałbym zagrać w teledysku. Nie wiedziałem, o co chodzi. Myślałem, że szybko coś nagramy i sobie pójdę. No, ale ogarnąłem się, pojechałem do Kręgu i patrzę: siedzi Radek (Liszewski, lider zespołu Weekend – przyp. red.). To było jeszcze wtedy, gdy piosenka "Ona tańczy dla mnie" nie była tak popularna. Poznaliśmy się. Był tam też Zbyszek Focus, Jurek Jorrgus, Justyna Mosiej Buenos Ares i Agnieszka, która też grała w teledysku. Pojechaliśmy, kręciliśmy, cały make-up i te sprawy (śmiech).
Dużo czasu wam to zajęło?
O godzinie bodajże 15 zaczęliśmy, a skończyliśmy o 3 nad ranem.
Utrzymujesz z członkami Weekendu jakiś kontakt na co dzień?
Są życzenia świąteczne, a jeżeli mamy jakieś sprawy, to się kontaktujemy. To znaczy kontaktuję się z Radkiem, bo z resztą zespołu jestem prawie na cotygodniowym telefonie.
Skąd pomysł na własny zespół?
Całą historię z disco polo zaszczepił we mnie Kamil Chludziński i grupa Extazy. Pokazał mi sztukę, jak na scenie się zachowywać, co robić. Podszkolił mnie w rozmowie z ludźmi (jak ich po prostu zabawiać) przez mikrofon. Z nim trochę jeździłem i grałem, za co jestem mu bardzo wdzięczny. Przyszedł jednak taki czas, że "no dobra, ok, gram, ale trzeba coś swojego zrobić”. Do zespołu dołączył Łukasz Kakareko, który występował wcześniej w Nexdance i Avans Dance. Łukasz ma większe doświadczenie ode mnie co do instrumentów muzycznych (akordeon, gitara, klawisze), bo uczęszczał do szkoły muzycznej w Knyszynie.
Co Ty potrafisz?
Ja mam w miarę opanowane klawisze, więc śmiało mogę grać na występach. No i bardziej mam ogarniętą mechanikę, czyli w sumie cały sprzęt.
Gracie jako Gigant. Skąd taka nazwa?
Wtedy byłem jeszcze w toku treningowym (ponieważ interesują mnie i trenuję sporty walki MMA, akurat przygotowywałem się do walki na zawodowy mecz), usiedliśmy sobie z trenerem i zaczęliśmy rozmawiać. Właśnie trener wysłał mi różne propozycje i w oko wpadł mi Gigant. Zadzwoniłem do jednego człowieka, do drugiego, reakcja „krótkie, fajne, może być”. Ja dołączyłem potem pierwszy człon i wyszła "Formacja Gigant". Od tamtej pory właśnie pod tą nazwą gramy.
Kiedy zaczęliście występować publicznie?
W 2012 roku. 1 lipca daliśmy pierwszy koncert w miejscowości Nowinka za Augustowem.
Co to była za okazja?
Dzień Drwala, bardzo duża impreza zorganizowana przez straż leśną, gminę i chyba przez Ośrodek Kultury Augustów. Ludzie przyjęli nas bardzo ciepło, bardzo fajnie bawili się przy naszej muzyce. Pogoda trochę przeszkodziła, ale i tak ludzie się zeszli. Mieliśmy w sumie dwa wyjścia, drugie o 20, a już koło godziny 18 mocno się rozpadało.
Jak teraz ludzie na was reagują?
Problemu z nami nie mają (śmiech). Zdarzają się jacyś krytycy, ale nikt nie powie tego prosto w twarz, tylko mówią o tym za plecami.
Występujecie dosyć często...
Teraz jest raczej martwy okres, ale 8 marca mam bardzo fajną imprezę w Sokółce. Później są święta i też granie w Sokółce. Patrząc w przeszłość, w styczniu miałem festyny, grałem na studniówkach w Augustowie. Tam - razem z zespołem - byłem bardzo miło i ciepło przyjęty. Ogólnie mówiąc, granie jest. Kalendarz terminów cały czas się zapełnia.
Macie stały repertuar czy coś się zmienia na bieżąco?
Część rzeczy dochodzi… Nie da się wszystkiego ogarnąć, bo piosenek naprawdę jest dużo, a ja z upływem dni wchodzę też w cykl weselny. Ludzie dzwonią, pytają, a repertuar cały czas się powiększa, więc trzeba ćwiczyć, ćwiczyć i jeszcze raz ćwiczyć wszystkie utwory, żeby wychodziło perfekcyjnie.
Jakieś większe plany?
Oprócz występów w planach jest na pewno płyta. Chcemy wydać płytę, żeby zaprezentować własne numery. Cały czas trwają rozmowy, czekamy jeszcze tylko na odpowiednie decyzje kilku osób.
Czyli gracie nie tylko covery. Kto pisze wam muzykę i teksty?
Mam bardzo dużo zaczętych projektów tekstów i niestety niedokończonych. Zwykle nie wiem, jak mam skończyć to, co już zacząłem, albo nie umiem tego połączyć. Nadal szukam osoby, która by mi w tym pomogła, takiej, która wiedziałaby, co do czego pasuje, umiała dobierać rymy, coś dopisać, zabrać, no i była niedroga, bo też chodzi o kwestie finansów (śmiech).
Skąd czerpiesz inspiracje na te już zaczęte projekty?
Po imprezach. Inspiracje przychodzą po imprezach. Kończymy grać, jest godzina 4 rano, składamy sobie sprzęt i wracamy do domu. Zazwyczaj Łukasz śpi, jak ktoś inny z nami jedzie (tancerze czy tancerki), to też sobie w samochodzie odpoczywa, a ja prowadzę i coś sobie nucę. W ten sposób teksty same do mnie przychodzą, a ja je tylko nagrywam.
To może właśnie jest dobra metoda. Nocą jest cisza, spokój, nikt nie przeszkadza…
A i jeszcze energia po graniu zostanie. Energia i moc (śmiech). Naprawdę, ludzie nie zdają sobie sprawy, jaką frajdę sprawia śpiewanie, gdy publiczność fajnie się bawi pod sceną. Aż człowiek sam się świetnie czuje na tej scenie… A Gigant w ogóle słynie z dobrej energii.
Nie boisz się konkurencji?
Nie uznaję czegoś takiego jak konkurencja. Dla mnie każdy zespół jest przyjacielem i każdy wyraża przez muzykę to, co czuje, swoje emocje. Są lepsi, są gorsi, ale dla mnie nie ma konkurencji.
Jak jest z opinią ludzi? Pochodzisz przecież z małej miejscowości, a disco polo nie jest uznawane za szczyt sztuki.
Nie przeszkadza mi to. Jestem bardzo tolerancyjny. Według mnie, gdy jakiś człowiek mówi, że jestem wieśniakiem, to jest to tylko zazdrość. Jestem ciekaw, co właściwie reprezentuje sobą człowiek, który atakuje mnie w taki sposób. Ja staram się prezentować siebie od jak najlepszej strony i myślę, że robię to dobrze. Tym samym reprezentuję też swoją miejscowość, której się na pewno nie wstydzę, a ludzie stamtąd chyba są z tego zadowoleni.
Ostatnio głośno jest wszędzie o disco polo. Moda na ten gatunek jest, wraca czy przepadła?
Myślę, że nigdy nie przepadnie, ponieważ akurat u nas, na Podlasiu, jest naprawdę dużo ludzi, którzy tej muzyki słuchają. Jeżeli ktoś się wychowa na disco polo, to po jakiś 10 latach, kiedy przestanie ono istnieć w mediach czy w jakimkolwiek stopniu na dyskotekach, tacy ludzie nadal będą jego słuchali. Na pewno Internet to potęga, która nie pozwoli utracić muzyki disco polo.
Czego oprócz disco polo słuchasz na co dzień?
Electro. To jest moja miłość i na pewno nigdy jej nie zdradzę. Na tej muzyce się wychowałem i sporo czasu ją grałem. To jest na pewno to.
Dziękuję za rozmowę.
Teledysk Weekendu, w którym wystąpił Marek Sadowski (od 35 sekundy):
Formacja Gigant w Jaświłąch: