Rynek wcale nie jest mały, tylko ludzi na nim mało – tłumaczyli handlujący na sokólskiej targowicy. Dziś sokólski bazar świecił pustkami.
- Zawsze tak jest. Po świętach ludzie spłukali się z pieniędzy. Co prawda prawosławni zaczynają świętować dopiero 6 stycznia, ale oni też kupują prezenty raczej w grudniu niż na początku stycznia. Teraz trzeba zaciskać pasa – nie miał wątpliwości właściciel stoiska z damską garderobą.
- Przybiegłam, żeby kupić razowy chleb z białostockiej piekarni. Ale chleba dziś nie ma. Nie dojechał – mówiła starsza kobieta.
Największy ruch panował przy stoisku z owocami. Jabłka sprzedawano już za 1,30 zł za kilogram. Podobnie wyceniono gruszki, z tym że nie były one pierwszej świeżości.
Jeden ze sprzedawców oferował świece gromniczne. Cena za dwie sztuki – 10 zł. Można było zaopatrzyć się też w miody z pasieki w Grzebieniach koło Dąbrowy Białostockiej. Średnia cena za słoik to 30 zł.
Kilka kobiet sprzedawało sery korycińskie w wersji spod Janowa. Kilogram tego rarytasu kosztował 14 zł. Sery można było kupić z dodatkami (czosnek, kminek), albo bez.
Jeżeli ktoś chciał kupić damską kurtkę, musiał przeznaczyć na taki zakup co najmniej 200 zł.
- Za tydzień też pewnie będzie mały handel. Trzeba jakoś przetrzymać ten styczeń – mówili sprzedawcy.
(anad)
Rynek w Sokółce. Zobacz zdjęcia:
Czytaj też:
Tłumy na sokólskim rynku [FOTORELACJA]