W 1949 roku od uczestnictwa w nabożeństwach wieczornych zaczęła się moja służba przy ołtarzu jako ministranta. Razem z innymi chłopakami staliśmy przy prawej, bocznej balustradzie, w miejscu, w którym kapłan z ministrantami wchodził do prezbiterium - publikujemy ciąg dalszy wspomnień mieszkańca Sokółki.
Jak był w kościele ścisk, to przechodziliśmy na drugą stronę balustrady, aż pod stopnie ołtarza. Zakrystian, pan Grynczel, starał się nas odsunąć od ołtarza, ale jego poczynania były bezskuteczne, bo z tyłu napierali inni. Podczas nabożeństw wieczornych często klękaliśmy za balustradą, gdy nie było tłoku, aby być bliżej stopni ołtarza. Obserwowaliśmy służbę ministrantów, co nas bardzo interesowało.
Za namową kolegów będących już ministrantami zaczęliśmy nieśmiało wchodzić do zakrystii. Czuliśmy się początkowo jako intruzi. Starsi koledzy dali nam komże i razem z nimi znaleźliśmy się przy ołtarzu. Nowicjusze nie byli dopuszczani do żadnych posług. Ich zadaniem była obserwacja starszych kolegów. Posługa ministrantów przy nabożeństwach wieczornych była prosta i łatwa do opanowania. Natomiast posługiwanie przy mszy św. wymagało czasu niezbędnego na prawidłowe opanowanie tekstów łacińskich, przewidzianych w liturgii do wypowiadania przez ministrantów, czyli tzw. ministrantury. Podczas mszy św. nie wystarczyła obserwacja czynności starszych kolegów. W domu należało na pamięć nauczyć się wielu zwrotów z łaciny. Właściwy werset w odpowiednim miejscu należało prawidłowo, głośno i wyraźnie wyrecytować, tak by usłyszał kapłan i wierni.
Ksiądz opiekujący się ministrantami, gdy doszedł do wniosku, że młody ministrant jest już dostatecznie obeznany ze służbą ołtarza, przeprowadzał egzamin. Sprawdzał prawidłową znajomość ministrantury. Po pomyślnie zdanym egzaminie i odrobinie odwagi można było samemu służyć kapłanowi do mszy św. Było to jednak kłopotliwe, gdyż ministrant miał sporo czynności do wykonania i dużo tekstu do wypowiedzenia. We dwójkę było raźniej.
Przeważnie przy ołtarzu było kilka ministrantów. Przed wyjściem z zakrystii dokonywali miedzy sobą podziału czynności do wykonania przy ołtarzu. Opiekunem ministrantów był młody ksiądz Marian Cierpik.
(mab)