Na początku było ich sześć. Dawniej trzeba było czekać w kolejce, by móc nią pojechać, a teraz to one stoją i czekają na klientów. O pracy taksówkarza opowiedział nam jeden z kierowców, który od ponad 40 lat wozi klientów po Sokółce, i nie tylko.
- Pracę na taksówce zaczynałem w 1965 roku. Musiałem mieć samochód i jakoś udało mi się odkupić od rodziny warszawę dolnozaworową. Wtedy nie było łatwego dostępu do aut. Później miałem jeszcze różne łady, a nawet wołgę. O części było trudno, w Sokółce nie było do nich dostępu, tylko w Białymstoku można było je kupić - mówi pan Andrzej.
Z dawnych czasów pamięta drogi. - Te głównie brukowane były, więc końcówki drążków szybko się wybijały. Dawniej auta dużo paliły, ale paliwo było tanie i było go aż za dużo. Na postojach taxi klienci czekali na taksówkę, zdarzało się, że nawet godzinę. Nie było radia i kas fiskalnych - śmieje się. - Na początku po Sokółce mało się jeździło, najwięcej na wioski. Jak przez wioskę jechałem, to dzieci wyglądały i podziwiały taksóweczkę. To był miły widok. W Sokółce pogotowie miało jeden samochód, milicja i urząd miejski, a reszta to były taksówki, więc nie za dużo było aut jeżdżących po mieście - dodaje taksówkarz.
Jeszcze w latach 80-tych bywało, że podczas drogi do Białegostoku mijało się jeden, dwa samochody. Auta były drogie, ludzie mieszkający w Sokółce zazwyczaj przemieszczali się pieszo. Gdy ktoś mieszkał np. na Zielonym Osiedlu, do najbliższego sklepu musiał iść 20 minut. I nikt nie narzekał.
Praca na taksówce była bardziej dochodowa jeszcze w latach 90-tych.
- Jak Białorusini mogli przywozić większe ilości alkoholu i papierosów, to był tak duży ruch na granicy, że przyjeżdżali do Sokółki pociągiem, wysiadali na dworcu, a następnie do taksówki. Zamawiali kursy do Wrocławia albo do Gdańska. I się jechało, i nie bałem się że nie zapłacą! - opowiada pan Andrzej.
Czasy i ludzie trochę się zmienili. - Teraz czasami trzeba brać pieniądze z góry, aby nie zostać oszukanym. W latach świetności tego zawodu to pracując nie gasiłem silnika i dobrze zarabiałem, i dzięki ciężkiej pracy szybko dom pobudowałem. Teraz to już nie to. Zdarza się, że zarobię 12 zł przez cały dzień. Niemal każdy ma auto, a czasami nawet dwa i tylko w wyjątkowych sytuacjach się bierze taksówkę. Teraz tylko emeryci i renciści przeważnie jeżdżą. Bardziej dorabiają niż zarabiają. Ja to pracuję, aby w domu nie siedzieć - mówi sokólski taksówkarz.
Jego zdaniem, to ciekawy zawód nie jest monotonny i można poznać ciekawe osoby. - W takim mieście jak Sokółka to już niektórych pasażerów znam z imienia i rozmawiamy jak znajomi podczas kursu. Ciekawym zjawiskiem jest to, że dawniej, jak było mało taksówkarzy, to każdy sobie pomagał, nie było takiej zawiści i konkurowania. A na dzień dzisiejszy to już różnie bywa. Jakoś nie wszyscy się lubią. Potrafią podebrać klienta, a to nie jest dobre zachowanie - kończy swoją opowieść.
(SzW)