Z Ignacym Lenkiewiczem – o rajdach przeprawowych, niesamowitych możliwościach Grata, sokólskim Eco Challenge, marzeniach i wyprawie do Maroka – rozmawia Piotr Biziuk.
Grat – co to za auto?
To samochód budowany w firmie 4 X Drive, na zamówienie. Z tego, co wiem, jest to dziesiąty taki samochód w Polsce. To specjalna konstrukcja, która przez pierwsze trzy lata była testowana przez mechaników, którzy tworzyli ten pojazd, głównie przez Dominika Samosiuka. Wszystkie mankamenty zostały w tym czasie usunięte. Konstruktorzy wykonali naprawdę świetną robotę, wystarczy popatrzeć na wyniki rajdów. Samochody 4 X Drive docierają na metę zazwyczaj w czołówce – zarówno w Polsce, jak i w Europie. Nawet na rosyjskim bardzo ciężkim rajdzie Ładoga Trophy załoga z Olsztyna zajęła czwarte miejsce.
Od jak dawna myślał pan o takim pojeździe?
Tym samochodom przyglądałem się od trzech lat. Oglądałem zdjęcia, śledziłem informacje zamieszczane na stronie internetowej producenta i wyniki załóg, które jeżdżą tymi samochodami. Decyzja zapadła po zeszłorocznym rajdzie Magam Trophy, gdzie swoim samochodem – Guciem – jechaliśmy obok tych pojazdów. Dostrzegliśmy, że dzieli nas przepaść. Różniło nas wszystko: inne zawieszenie, niesamowite możliwości szybkiej jazdy... Grat może jechać 100 kilometrów na godzinę po polnej drodze i zupełnie się tego nie czuje. Widziałem też na własne oczy jak jeden z tych samochodów zrolował z trawersu, a kierowcy się nic nie stało. A trzeba przecież dbać o swoje bezpieczeństwo podczas rajdów.
Kiedy Grat ruszy do boju?
18 maja mamy w Suwałkach jednodniową imprezę na żwirowni. Traktuję to bardziej jako trening. Tydzień później jedziemy na imprezę za Lublin. Byliśmy tam w ubiegłym roku, bardzo fajne tereny, jest gdzie pojeździć. Tam będziemy czekali na pierwsze wyniki.
Pierwsza trójka, pierwsza piątka?
Na lubelskiej imprezie są doświadczone załogi z dobrze przygotowanym sprzętem. Ale sam wynik nie zawsze zależy od tego, jakim samochodem się jedzie. Wiele dają umiejętności. Teraz muszę więc opanować Grata. Ważna jest też odrobina szczęścia. Niedawno mieliśmy taki przypadek, gdy po przejeździe przez wodę wyciągnęliśmy drzewo. Za samochodem był korzeń, a górna część wbiła się w sprężynę, której nie mogliśmy wyciągnąć. Musieliśmy to przez godzinę po kawałeczku wyrywać wyciągarką. Głupia rzecz, która kosztowała nas masę czasu.
Czy w tym roku w Sokółce odbędzie się Eco Challenge?
Na tę chwilę – nie. Jeżeli znajdzie się ktoś, kto będzie chciał wziąć odpowiedzialność za organizację imprezy, to ja służę pomocą. Rozmawiałem z przyjaciółmi z Białegostoku, mówili, że mają ochotę przygotować Sokółkę. Sam zresztą chciałbym, żeby ktoś kontynuował imprezę, bo naprawdę w świecie rajdów przeprawowych mieliśmy bardzo dobre, pochlebne opinie. Rajdowcy chcą przyjechać do Sokółki, chwalą nas bardzo, mówią, że są tu ludzie bardzo gościnni. Zresztą, w ubiegłym roku na Eco Challenge bywały i takie sytuacje, że podczas przejazdu przez wieś niektóre z załóg zatrzymywały się i szły do gospodarstwa, żeby się napić świeżego mleka.
Pana plany na najbliższy czas?
Wystartowałem już w tym roku z synem Karolem, choć jest jeszcze młody, ma 16 lat, w pierwszej edycji Pucharu Polskiej Ligi Przeprawowej. Udało nam się zająć drugie miejsce. Chciałbym pojechać z synem całą PLP. Tak więc w czerwcu w Wyszkowie zostanie rozegrana druga runda. W lipcu jechalibyśmy do Ełku, a na kolejną imprezę – pod Olsztyn. Pod koniec czerwca rozpoczyna się też rajd Berlin – Wrocław, słynne Breslau organizowane przez Niemców. Kolega dzwonił do mnie i mówił, że znalazł się sponsor. Jeżeli wszystko dobrze się ułoży, to pojedziemy. To naprawdę kosztowna impreza, ośmiodniowy maraton. Trzeba się przygotować nie tylko na wpisowe i paliwo, ale też zaopatrzyć się w zapasowe części, serwis. Po każdym odcinku trzeba przeprowadzić serwis samochodu. Sami tego nie zrobimy, bo pokonując dziennie 200-300 kilometrów, kierowca i pilot nie myślą pod koniec dnia o niczym innym jak o odpoczynku, a nie o naprawie samochodu. Trzeba więc mieć ze sobą mechaników. Sam wiem o tym z doświadczenia, bo jechałem w takim maratonie w Rumunii i Bułgarii. Przyjeżdżaliśmy o godzinie 18-19 na bazę, a mechanicy niejednokrotnie całą noc siedzieli przy samochodzie, aby go przygotować na następny dzień.
Najniebezpieczniejsza przygoda...
Najbardziej wspominam Magam. To pięciodniowy maraton organizowany przez Wojtka Gołębiowskiego. Po raz pierwszy zobaczyłem takie trawersy, na których trzeba było zapinać i wyciągarkę przednią, i asekurować dachówką. Nie można było na chwilę sobie pozwolić na swobodę, człowiek musiał być cały czas napięty, bowiem to groziło zrolowaniem się ze 100-150 metrów.
Dlaczego ludzie biorą udział w takich rajdach?
Traktuję to jako pasję. Zresztą, w moim przypadku wszystko się zaczęło od kupienia niedużego quada... Często jest tak, że ludzie sami budują samochody w swoich garażach, coś przerabiają, jadą w końcu na rajd. W dwa dni rozwalają samochody na miazgę i każdy jest szczęśliwy. Z drugiej strony fajne jest to, że poznaje się wielu ciekawych ludzi. Miałem kiedyś taki przypadek, że gdzieś w Polsce zepsuł mi się samochód, wiedziałem, że sobie z tym nie poradzę. Zadzwoniłem do jednego ze znajomych poznanych na rajdzie. Dosłownie w ciągu godziny dwa samochody przyjechały, żeby mnie ściągnąć. Dali mi nocleg, załatwili naprawę auta.
Jakie jest pana największe marzenie?
Maroko. Jest taki rajd śladami Dakkaru... Chyba to właśnie spędza mi sen z powiek... Jak znajdzie się sponsor, to na pewno do Maroka pojadę. Chyba, że wygram w Totolotka...
To już drugie marzenie...
Oby tylko wystarczyło na Maroko.
Dziękuję za rozmowę.
Kilka faktów na temat Grata:
- Silnik to sprawdzona konstrukcja w rajdach - V8 benzyna o pojemności 4.4 litra od BMW, podobnie jak manualna skrzynia biegów;
- Reduktor pochodzi od Robura;
- Mosty portalowe z pełnymi blokadami od Volvo Laplander;
- Hamulce Brembo;
- Mechaniczna wyciągarka od pojazdu opancerzonego BRDM - wykonana z aluminium;
- Koła - 36x12.5R16 Simex.
Na trzech pierwszych zdjęciach Gucio po powrocie z rajdu w Bydgoszczy, na kolejnych Ignacy Lenkiewicz i jego Grat: