Do redakcji zgłosił się nasz Czytelnik z prośbą o interwencję w sprawie nocnej i świątecznej opieki zdrowotnej w sokólskim szpitalu.
„Dlaczego chorzy muszą stać w kolejce na zimnie przed drzwiami? Poczekalnia pusta, a wpuszcza się po jednej osobie. Są tacy, którzy zmarznięci rezygnują z wizyty. Czy to o to chodzi? Kto jest odpowiedzialny za taką organizację i bezduszne traktowanie chorych?” – pyta w mailu zaniepokojony Czytelnik.
Z prośbą o wyjaśnienie sprawy zwróciliśmy się do dyrektora sokólskiego szpitala.
- Wszystko zależy od sytuacji. Mogło się zdarzyć, że kogoś poproszono, aby zaczekał na zewnątrz, ponieważ już ktoś był w środku - tłumaczy Jerzy Kułakowski. - Jest tak, że osoby, które przychodzą na SOR muszą korzystać z domofonu i dopiero po kontakcie personel wpuszcza potencjalnych pacjentów, ponieważ wszystkie drzwi są zamknięte. W opiece nocnej jest zamontowany dzwonek, pacjenci dzwonią i wtedy kadra kogoś wpuszcza lub nie. Poczekalnia jest tam bardzo mała. Przyjmując hipotetyczną sytuację - jeżeli ktoś jest w gabinecie u lekarza, to nie jest wskazane, aby osoby z zewnątrz i wewnątrz przeciskały się obok siebie do wyjścia. Nie wiem jaka sytuacja nastąpiła - czy ktoś stał pół godziny, czy pięć minut na podwórku. Jeżeli był to dłuższy czas, to jest sytuacja do wyjaśnienia, natomiast, jeżeli to była chwila, aby zaczekać, to takie rzeczy mają prawo się zdarzyć. Takie działania są podyktowane bezpieczeństwem zarówno pacjentów i personelu.
(or)