Zaczęło się od anakondy. To ta, która siedzi w wodzie i nie za bardzo chce z niej wychodzić. Zabraliśmy ją od człowieka, który musiał chyba zrobić jej krzywdę. Kupiliśmy ją, u nas znalazła dom. Ale anakondy mężczyzna do ręki nie weźmie, kobieta już tak. Widocznie został uraz - mówi Jarosław Czeczko, który ma w swoim domu jaszczurki, kamaleona, kilka gekonów, agamy brodate, pytony, boa dusiciele. Ale też jeżyka, kota i... mnóstwo świerszczy. Te ostatnie to żywa karma dla jego nieco większych ulubieńców.
Jak wygląda dzień hodowcy gadów. - Z rana trzeba zapalić lampy cieplne. Węże, jaszczurki - one wszystkie są zmiennocieplne i muszą się ogrzewać. Drugą rzeczą jest kąpiel, którą trzeba przeprowadzać co kilka dni. To pomaga zwierzętom w utrzymaniu czystej skóry. Należy pamiętać o spryskaniu wodą terrariów. Samo karmienie nie jest specjalnie problematyczne. Niektóre węże jedzą raz, dwa razy w miesiącu. Kameleony - raz dziennie. Legwany - dwa razy na dobę. I muszą mieć swoje ulubione warzywka - śmieje się Jarek. - To praktycznie wszystko.
Z parapetu łypie na nas okiem zielone stworzenie siedzące nad miską z pokrojonymi marchewkami.
- Trzeba pamiętać też o tym, żeby gada przytulić. Jak się go nie bierze na ręce, to odzwyczaja się od człowieka. Mieliśmy kiedyś takiego legwana, który się na nas obrażał. Autentycznie. Odwracał się do nas tyłem i koniec. Znaleźliśmy na niego sposób. Po prostu włączaliśmy mu radio. Jak słyszał muzykę, głosy, to się odwracał - dodaje hodowca. - Ludzie myślą, że te stworzenia są oślizgłe, zimne, jadowite i agresywne. A to nieprawda.
- Gady są świetne. Nie mają sierści, a więc nie uczulają. Nie przenoszą chorób - dodaje Dariusz Raszkiewicz. Razem działają w Pangaei. - To grupa przyjaciół, fantastów. Należy do niej kilka osób, które dzielą swoją pasję - stwierdza Darek. - Mamy w sumie około 20 węży. To największa hodowla w tej części Polski. W Białymstoku mamy hotel dla zwierząt egzotycznych. Prowadzimy rozród agam brodatych - to te piękne jaszczurki. Są dwa duże pytony tygrysie, w tym jeden albinos, trzy pytony mniejsze, trzy boa dusiciele. Myśleliśmy o tym, żeby hodować nietoperze.
- Dobrze jest mieć zwierzęta. Dlaczego przy tym nie pokazywać ich innym? My poszliśmy w kierunku dzieci. Organizujemy pokazy. Nie ma w Sokółce przedszkola, w którym byśmy nie byli. Jeżeli ktoś nas zaprosi, to chętnie przyjeżdżamy. Ostatnio robiliśmy pokaz na urodzinach. Sokólskie starostwo zapraszało nas też na dożynki powiatowe do Białous, ale nic z tego nie wyszło, bo akurat miałem służbę - mówi Jarek, który jest sokólskim policjantem. Jak koledzy z pracy reagują na jego hobby? - Na początku dosyć dziwnie na to patrzyli, teraz sami przychodzą tu z dziećmi - śmieje się hodowca węży.
Największy koszt to prąd. - Miesięcznie płacę za niego prawie 400 złotych. Żarówki grzewcze swoje ciągną. A gady potrzebują 12 godzin ciepłych i 12 godzin średnio ciepłych. Jedzenie? Kot zjada więcej niż sześć, siedem węży, jest na pewno droższy w utrzymaniu - mówi Darek.
Marzenia? - Chcemy otworzyć ogród egzotyczny. Może nawet uda się to zrobić w Sokółce - stwierdza Jarek.
- 12 lat siedzę w tej branży. W Białymstoku prowadzimy sklep, jest hotel, przygotowujemy terraria, jeżeli jest taka potrzeba - to pod wymiar, załatwiamy wszelkie dokumenty, jeżeli takowe są potrzebne. I pokazujemy nasze zwierzaki dzieciom. Wystarczy do nas zadzwonić. Dziś byliśmy w Zespole Szkół Integracyjnych w Sokółce. W tym miesiącu jedziemy jeszcze do Sidry i do Białegostoku - dodaje Darek.
Byliśmy na pokazie w ZSI. - Dzieci same wyciągają ręce do zwierząt. Z nauczycielami jest już różnie - uśmiecha się Jarek.
(is)
Więcej informacji o grupie Pangaea znaleźć można na stronie internetowej bialystokonline.pl.
Pokaz w ZSI w Sokółce. Zdjęcia:
Zwierzaki Jarosława Czeczki. Zdjęcia: