Z Ewą Woroniecką, dyspozytorem z sokólskiego pogotowia ratunkowego - o stresie, pracy na zmiany oraz o tym, co robić, a czego nie - dzwoniąc po karetkę - rozmawia Piotr Biziuk.
Od dawna pracuje pani jako dyspozytor?
W pogotowiu jestem od 16 lat, a jako dyspozytor - od siedmiu.
Z czym wiążą się największe problemy podczas przyjmowania zgłoszeń?
Ludzie chcą, żeby karetka przyjeżdżała do nich jak najszybciej. Tymczasem jeżeli mamy wiele zgłoszeń, to okres wyczekiwania się wydłuża. A w Sokółce mamy tylko dwie karetki: jedną specjalistyczną, drugą podstawową. Są też załogi w Krynkach, Dąbrowie i Suchowoli. Często dojazd musi trwać.
Teraz, w lato, z czym najczęściej dzwonią ludzie?
Bywa taki dzień, że zdarzają się udary mózgowe, że pacjenci zgłaszają bóle w klatce piersiowej, że słabną w upały.
To stresująca praca?
Bardzo.
Dlaczego?
Jeżeli jest się odpowiedzialnym człowiekiem, to chciałoby się udzielić pomocy jak najszybciej. Czasami słyszymy jednak wymagania...
Co robić, a czego nie robić, dzwoniąc do pogotowia ratunkowego?
Wywiad to najważniejsza rzecz, jaką musimy tu przeprowadzić. Ludzie się często denerwują tym, że pytamy ich o to, co się dzieje. Ich zdaniem powinniśmy wysłać karetkę raz-dwa. Ale dla nas to bardzo ważna rzecz: przeprowadzić wywiad z osobą wzywającą. Fajnie byłoby, gdyby udało się to zrobić w miarę spokojnie. Gdybyśmy też usłyszeli dokładny adres. Szczególnie ważne to jest w przypadku mieszkańców kolonii. Jeżeli doszło do wypadku, to ważna jest informacja, ile osób mogło ucierpieć, czy są wśród nich dzieci. Czasami ludzie krzyczą, trudno ich zrozumieć... Ważne jest, żeby informacja była jak najbardziej treściwa.
Poza tym pacjenci powinni wzywać karetki naprawdę do nagłych przypadków. Żeby nie traktowali nas jak taksówki. Bo może się wydarzyć coś poważniejszego gdzieś obok, a my nie będziemy mieli wolnego zespołu.
Pani jest koordynatorem...
...działań na naszym terenie. Tak. Kontaktuję się z innymi służbami. Mamy też swojego koordynatora medycznego w Białymstoku, który pomaga nam w pracy i trzyma nad nami pieczę oraz pomaga w przypadku poważniejszych zdarzeń.
Do pani trafia więc pierwszy sygnał, kiedy coś się dzieje?
Tak. Wtedy od nas zależy, jaka karetka wysłana zostanie z bazy. Musimy więc wiedzieć, do czego jedziemy.
Czy trudno jest przyzwyczaić się do pracy na zmiany?
Starzejemy się szybciej (śmiech). Mówią, że sen jest najlepszym lekarstwem.
O czym pani marzy?
Jak się nasłucham o tych wszystkich chorobach, to chciałabym, żeby moje dzieci były zdrowe. A zawodowo? Żebyśmy mieli jak najmniej wyjazdów, żeby nie było wypadków. To jest stresujące, naprawdę, my też bardzo to przeżywamy. I żeby wszyscy zdrowi byli...
Dziękuję za rozmowę.