Od 1 lipca o 20 procent zostaną obniżone wynagrodzenia - minimalne i maksymalne - samorządowców pełniących funkcje zarządzające i zatrudnianych na podstawie wyboru albo powołania. Rozporządzenie w tej sprawie przyjął wczoraj rząd. Zapytaliśmy włodarzy z powiatu sokólskiego, co sądzą o tym rozwiązaniu.
- Do samorządu nie szedłem po pieniądze. To nie jest dla mnie cel i nigdy nie był główny motyw mojego działania. Przyszedłem tu, by realizować pewną misję i zadanie, które postrzegam jako istotne w moim życiu. Nie ma więc to dla mnie żadnego znaczenia. Rozpoczynając pracę w samorządzie straciłem o wiele więcej niż 20 procent swojego wynagrodzenia - mówi Piotr Rećko, starosta sokólski.
Z czego wynika fakt, że tak wiele osób ubiega się o stanowiska w samorządzie, jeśli zarobki nie są adekwatne do wynagrodzeń wziętych specjalistów, np. lekarzy, architektów, budowlańców, czy prawników?- zapytaliśmy.
- Proszę zwrócić uwagę, że do samorządu, na wójtów i burmistrzów kandydują w znacznej mierze nauczyciele. Nawet u nas przykładów jest wiele. Niewielu jest prawników, architektów, czy lekarzy. Dla pedagogów to skok w poziomie wynagrodzeń, jakiś progres. Są także wieloletni samorządowcy wręcz zawodowi, czy rolnicy. W moim przypadku doszedłem do pewnego poziomu statusu materialnego, który pozwolił mi na to, by realizować własne prospołeczne ambicje. Bycie samorządowcem to rodzaj misji społecznej. To nie jest jakieś bardzo intratne zajęcie - dodaje starosta.
- Co partia rządząca zrobiła, to zrobiła. Natomiast w pierwszej kolejności powinna obniżyć pensje sobie i wprowadzić dwukadencyjność posłów i senatorów. Parlamentarzysta nie ponosi takiej odpowiedzialności jak burmistrz, wójt, czy prezydent. Odpowiada jedynie politycznie, a i to nie zawsze. Jest przy tym bardzo uprzywilejowany. Oprócz immunitetu ma również darmowe przejazdy, przeloty, mieszkania, dodatki... Według mnie taka osoba powinna zarabiać 4 tysiące złotych na rękę. To wystarczy. Jak równość, to równość. Dlaczego ludzie kandydują na wójtów i burmistrzów? Mogę wypowiedzieć się tylko za siebie. Startując na urząd burmistrza przede wszystkim myślałam o tym, co chciałabym zrobić dla Sokółki, dla jej mieszkańców. Jestem z natury społecznikiem. Oczywiście, trzeba mieć też z czego żyć. Jeśli ktoś ma mocne podstawy moralne, a ja uważam, że jestem taką osobą, to będzie pracować za taką, a nie inną pensję. Natomiast w przypadku osób słabszych, może dochodzić do wielu patologii w samorządach - wyjaśnia Ewa Kulikowska, burmistrz Sokółki.
- Po pierwsze - nie idzie się do pracy w samorządzie dla pensji. Nie można patrzeć z perspektywy jakichkolwiek zarobków. W samorządzie jest wiele spraw do realizacji i wiele zależy od zaangażowania wójta lub burmistrza. Znam mnóstwo osób, które bez względu na zarobki przykładają się do swoich obowiązków, starają się pozyskiwać środki zewnętrzne. Mam nadzieję, że ta zmiana wynagrodzeń nie będzie powodować obniżenia rangi samorządowców i ich zaangażowania w pracę. Nie wiemy, dlaczego ta pensja jest obniżana. Ja nie znam treści uzasadnienia rozporządzenia. Wiem tylko, że od 1 lipca nowe zapisy wchodzą w życie. Nie wiem, czy jest to wynik oczekiwania społecznego. Jeśli tak, to OK... - stwierdza Michał Matyskiel, burmistrz Suchowoli.
- Z tego, co pamiętam, są tam widełki określające najwyższe i najniższe wynagrodzenie. W przypadku wójtów z najmniejszych gmin wynagrodzenie to może wynosić minimalnie 3 200 zł na rękę. Wszystko zależy więc od mądrości radnych - jak do tego podejdą. Jeśli w przyszłym roku wynagrodzenie minimalne wyniesie 2 217 zł brutto, to mamy porównanie. Jaka jest odpowiedzialność w obu przypadkach? Co do kandydowania w wyborach na wójtów i burmistrzów - motywacje są naprawdę różne - tłumaczy Tadeusz Tokarewicz, wójt Szudziałowa.
- Ciężko to w ogóle skomentować, ponieważ jest to element walki, tylko jakiej? Smutne, żałosne... Jeśli mówimy o zarobkach, to - w przypadku otoczenia dużych miast - pensje samorządowców są nieadekwatne do rzeczywistości ludzi, którzy mają na swoim koncie jakieś osiągnięcia zawodowe. To, co dzieje się teraz, jest po prostu żałosną kwestią walki z ludźmi, którzy mają autorytet. Ja to odbieram jako kontynuację tego, co było do tej pory. Chodzi m.in. o dwukadencyjność. Dla mnie kwestia zarobków nie jest sprawą najistotniejszą, natomiast w wielu przypadkach z pewnością zniechęci merytorycznych kandydatów do ubiegania się o stanowiska w samorządzie - mówi Mirosław Lech, wójt Korycina.
* * *
Co sądzicie o pomyśle rządzących? Czy obniżenie wynagrodzeń samorządowcom jest właściwym rozwiązaniem? Zapraszamy do dyskusji i wpisywania się w komentarzach.
(pb)