7:0 - takim wynikiem zakończyło się wczorajsze spotkanie Dębu Dąbrowa Białostocka z Promieniem Mońki. LKS w przytupem zakończył sezon na własnym stadionie.
- To był bardzo dobry mecz w naszym wykonaniu. Sprzyjała nam zarówno pogoda, jak i wyśmienita murawa. Graliśmy w piłkę tak jak lubimy. Bardzo szybko zdobyliśmy dwie bramki. Mieliśmy około 10-minutowe zawieszenie, ale później poszliśmy za ciosem. Wynik 7:0 był jak najbardziej sprawiedliwy, można było strzelić nawet więcej bramek. Chwała chłopakom, że grali do końca. Dziś Promień Mońki zbyt wysoko nie zawiesił nam poprzeczki. Widać było dużo jakości z naszej strony, przede wszystkim w organizacji gry. Można było narzekać trochę na skuteczność, bowiem sytuacji naprawdę stworzyliśmy sobie wiele wiele - mówi Robert Speichler, grający trener Dębu.
Drużyna z Dąbrowy ma na koncie 50 punktów i zajmuje piąte miejsce w tabeli IV ligi. Ostatnie spotkanie rozegra na wyjeździe ze Spartą Augustów. Początek meczu 22 czerwca o godzinie 18.30.
Co można powiedzieć o mijającym sezonie - zapytaliśmy szkoleniowca zespołu.
- Jesteśmy w takich, a nie innych realiach. Niestety, trzeba było składać zespół z tego, co się miało. Na wielkie transfery nie było nas stać. Byli młodzi gracze, którzy dostali szansę, przede wszystkim Dawid Dudzik, 17-latek, który wywalczył sobie miejsce w podstawowym składzie Dębu. Chwała mu za to, że wytrzymał ciśnienie i z meczu na mecz prezentował się coraz lepiej. Zabrakło nam jednak innych młodzieżowców, z różnych względów. Wąska kadra spowodowała, że nie było rywalizacji. Gramy praktycznie chłopakami z powiatu. Można powiedzieć, że tylko ja jestem z Białegostoku, a pozostali piłkarze są albo z Sokółki, albo z Dąbrowy i Kuźnicy. Chłopaki wiedzą, co mają robić na boisku, choć nie zawsze wychodzi to tak, jak ja bym sobie tego życzył. Większość zawodników nie jest jednak szkolona w akademiach piłkarskich, a na podwórku. Wiadomo, że są braki techniczne i taktyczne. Ja jestem od tego, żeby je niwelować. Na początku rundy rewanżowej złapaliśmy kontakt z czołówką. Jednak później przyszła zadyszka i kilka przegranych meczów. Powody tego były różne. O naszych wynikach zadecydowała przede wszystkim wąska ławka. Gdy Maciej Orpik doznał kontuzji, to brakowało kogoś, kto mógłby go zastąpić. Cóż, takie mamy możliwości finansowe... Do tego dochodzi jeszcze odległość, którą trzeba pokonać. Większość zawodników, których byśmy chcieli u nas, mieszka i pracuje w Białymstoku. Trzeba zaś przyjeżdżać na treningi do Dąbrowy. Odległość odstrasza. My nie jesteśmy zespołem jak Wissa Szczuczyn, która finansami zachęca piłkarzy do gry - stwierdza Robert Speichler.
Dziś przedostatnie mecze w sezonie zagrają drużyny z klasy okręgowej: Sudovia Szudziałowo podejmie Supraślankę Supraśl, a na wyjeździe zagrają Kora Korycin (ze Stawiskami) oraz KS UM Krynki (z Piastem Białystok).
(is)