Dariusz Wojtecki pochodzi z Białegostoku. Ma za sobą 24 lata służby w straży pożarnej. Skończył szkołę oficerską w Warszawie. Ma 43 lata.
Karierę zawodową rozpoczął w Jednostce Ratowniczo-Gaśniczej Nr 1 w Białymstoku. Był tam dowódcą sekcji. Później został dowódcą zmiany. W 2012 roku zaczął kierować JRG 3 w Białymstoku. Po roku czasu wrócił do JRG 1 na stanowisko dowódcy. Tam już wcześniej tworzył grupę ratownictwa wysokościowego, był też jej dowódcą. To 21 strażaków mających przeszkolenie m.in. na śmigłowcach, ćwiczących na poligonach i za granicą. Jest to jedyna taka jednostka w województwie podlaskim. Od 1 kwietnia brygadier Dariusz Wojtecki pełnił obowiązki komendanta Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Sokółce. Został powołany i zaprzysiężony na to stanowisko dwa miesiące później - 1 czerwca (czytaj tekst: Zmiana warty w sokólskiej straży pożarnej [WIDEO, FOTO]). Z nowym komendantem rozmawiamy między innymi o początkach służby w straży pożarnej i o tym, jak został przyjęty w sokólskiej jednostce.
Czy dzisiaj można uważać strażaków za bohaterów, poświęcających się, by ratować dobytek, czy nawet życie innych?
- Jak sądzę dla większości strażaków ciężko przechodzi przez gardło słowo „bohater”. My po prostu wykonujemy swoje obowiązki, wielu z nas traktuje to jako misję do spełnienia. Idąc do straży człowiek nie myśli o bohaterstwie. Bohaterów w ciągu dnia może okazać się wielu. Bohaterami są na przykład rodzice, którzy czuwają przy swoich dzieciach na oddziale onkologicznym. Każdy z nas w życiu codziennym może zostać bohaterem.
Tym pytaniem chciałem nawiązać do wypadku, w wyniku którego śmierć poniosło dwóch strażaków z JRG 1 w Białymstoku. Gasili oni pod koniec zeszłego roku palącą się halę w tym mieście. Znał pan tych chłopaków? Był pan dowódcą jednostki, w której służyli...
- To dla mnie ciężki temat, znałem ich, pełniłem z nimi służbę, jeździłem z nimi do zdarzeń. Jest mi przykro z tego powodu, ale musimy dalej pracować, dalej wykonywać swoje obowiązki. Chyba że któryś ze strażaków, po takim zdarzeniu, nie jest w stanie wrócić na drugi dzień do pracy, ale z czego wiem, w Białymstoku, po tych tragicznych wydarzeniach nie było takiego przypadku. Wszyscy stawili się na drugi dzień na służbę. Ci młodzi ludzie sami widzieli wiele tragedii ludzkich, ta dotknęła tym razem ich rodziny.
Kiedy zainteresował się pan pożarnictwem i zdecydował się wstąpić w szeregi straży pożarnej?
- Moja przygoda ze służbą rozpoczynała się podobnie jak u wielu innych chłopaków. Mieszkam w Białymstoku, na Osiedlu Bacieczki, a tam istniała niegdyś jednostka OSP. Pamiętam ją jeszcze jako dziecko. Mój dziadek służył w tej jednostce, również mój ojciec był ochotnikiem i strażakiem zawodowym. Można więc powiedzieć, że to rodzinne. Na początku szkoły średniej wcale nie byłem przekonany co do pożarnictwa. Myślałem o gastronomii, ale gdy się dowiedziałem, że ci, którzy kończą szkołę gastronomiczną idą do wojska i pracują w kuchni, to powiedziałem sobie: OK, do wojska mogę iść, ale nie do pracy w kuchni. Podjąłem więc ostateczną decyzję, że rozpocznę naukę w szkole oficerskiej w Warszawie i zostanę strażakiem.
Czy ludzie młodzi garną się teraz do tego zawodu?
- Kiedyś był inny system naboru do straży. Można było do niej iść tylko po wojsku. Później to się zmieniło. Teraz przychodzą i ludzie po studiach, i po szkołach średnich. Chętni wciąż są, nie możemy narzekać na brak rąk do pracy. Czy to w Sokółce, czy w Białymstoku.
Jak to się stało, że znalazł się pan na stanowisku komendanta sokólskiej jednostki?
- Zanim tu trafiłem, pełniłem służbę w JRG 1 w Białymstoku. Pewnego dnia wezwał mnie do siebie komendant wojewódzki, a gdy komendant woła, to są dwie możliwości: albo chce pochwalić, albo zganić. Nie spodziewałem się jednak żadnych uwag co do mojej pracy i nie myliłem się. Otrzymałem propozycję przejęcia obowiązków komendanta KP PSP w Sokółce. Nie podjąłem od razu decyzji, chciałem to przemyśleć. Dopiero po 2-3 tygodniach oznajmiłem komendantowi, że podejmuję wyzwanie.
Jak pana przyjęto w Sokółce?
- Miałem pewne obawy, jak ja sobie tutaj poradzę, ale zostałem bardzo miło zaskoczony przyjęciem w sokólskiej komendzie i posterunku w Dąbrowie Białostockiej. Gros ludzi mi pomogło. Dużo pytałem, dużo obserwuję i wyciągam wnioski. Reasumując, zostałem przyjęty dobrze.
Czy planuje pan już jakieś ruchy kadrowe? Kto będzie pana zastępcą?
- Ruchy kadrowe już powoli czynimy. Jednak zanim tych decyzji nie podejmie komendant wojewódzki, nie możemy mówić o nazwiskach. Będą zmiany kadrowe i to dosyć znaczne, w obszarze administracji, jak my to nazywamy - w etatach ośmiogodzinnych, a i zmianowych myślę, że też. Moim zastępcą będzie z pewnością osoba z powiatu sokólskiego.
Mam pan już pomysły, co zmienić w sokólskiej jednostce, może jak unowocześnić?
- Na pewno na początku lipca chcemy zrobić trzydniowe warsztaty dla jednostek OSP i KSRG. Tematyka nie będzie typowa, to znaczy nie będzie obejmowała wody ani piany. W tym roku skupimy się na ratownictwie specjalistycznym w zakresie podstawowym. Tego ochotnikom brakuje i w tym kierunku mamy zamiar iść. Chcemy wprowadzić nieco inną metodykę ćwiczeń. Będziemy analizować wnioski z akcji w innych jednostkach.
Widzi pan już mocne i ewentualnie słabe strony sokólskiej komendy?
- Na pewno mocną stroną są ludzie. Potencjał ludzki jest tutaj mocny. Co do słabych stron, to można powiedzieć, że właściwie ich nie ma. Wszystko wiąże się z finansami. Jedną z naszych bolączek jest z pewnością brak drugiej kamery termowizyjnej, która byłaby wykorzystywana przez strażaków w Dąbrowie Białostockiej. W większości działań, gdzie występuje zadymienie, ta kamera jest niezbędna. Rewelacją byłoby, gdybyśmy mieli więcej etatów, ale tego oczekiwałaby każda komenda. W tej chwili mamy ośmiu strażaków do wyjazdów w Sokółce i czterech w Dąbrowie. Gdyby zwiększyć stan w Dąbrowie o jednego, a w Sokółce o dwóch - byłoby super. Wiem jednak, że jest to na chwilę obecną niemożliwe.
Jakich zachowań nie będzie pan tolerował wśród swoich współpracowników?
- Nie toleruję głupoty. Każdy z nas, zarówno ja, jak i inni strażacy, mają swój zakres obowiązków. To jest niewielka karta formatu A4 zapisana z dwóch stron, to nie jest książka. Tam jest wszystko napisane. Jeżeli ktoś z tym zakresem obowiązków się nie zgadza, to nikt nie będzie trzymał człowieka na siłę.
Jak pan spędza wolny czas?
- Pożarnictwo jest też moim hobby, wciągnęło mnie to do cna. Mam żonę i trójkę dzieci i większość rzeczy, które robię, wiąże się zajmowaniem się moimi dziećmi. Lubię przyrodę, lubię chodzić po górach, zwiedziłem wspólnie z żoną całe polskie Tatry już wiele lat temu. Lubimy wraz z rodziną wycieczki rowerowe. Ja sam zajmuję się trochę ogrodnictwem, a to mnie relaksuję. Lubię po prostu pracę fizyczną.
Marzy pan jeszcze o czymś, czy uważa się pan już za spełnionego człowieka?
- Biorę życie na bieżąco.
Nie marzył pan o objęciu stanowiska komendanta?
- Nie. Miałem do tej pory wszystko poukładane, wszystko dograne w moim poprzednim miejscu pracy. Wszystko przyszło nagle.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał: Mariusz Bykowski