Dziś w Sokółce nikt nie pamięta Aleksandra Bogdanowa. Nawet gdyby przypomnieć jego prawdziwe nazwisko Malinowski.
Pamięć o komunistach nie cieszy się u nas popularnością, co jest bardzo słuszne, aczkolwiek Bogdanow powinien istnieć przynajmniej jako lokalna ciekawostka historyczna. A gdyby na sekundę przymknąć oko na jego poglądy i działalność polityczną można zobaczyć całkiem interesującą postać. Zwłaszcza, że sławę zyskał nie jako polityk, lecz jako lekarz-wizjoner i... pisarz science-fiction.
Urodził się w 1873 roku w Sokółce, jak jedno z sześciorga dzieci A. Malinowskiego – wiejskiego nauczyciela. Po otrzymaniu podstawowego wykształcenia kontynuował naukę w gimnazjum w Tule (Rosja). Ukończył je wzorowo i z najlepszymi ocenami, choć nie miał dobrych doświadczeń z nauczycielami, co miało znaczący wpływ na jego poglądy. Po latach wspominał, że „złośliwe i tępe kierownictwo nauczyło mnie bać się i nienawidzić sprawujących władzę i odrzucać autorytety”.
Po skończeniu gimnazjum rozpoczął studia fizyczno-matematyczne na Uniwersytecie Moskiewskim i medyczne na Uniwersytecie Charkowskim. W czasie studiów związał się z organizacjami komunistycznymi, za co został wydalony z uczelni oraz aresztowany. Miejscem jego aresztu stała się... Tuła, gdzie mieszkał przez lat nauki w gimnazjum. Następnie został zesłany do Kaługi, a po trzech latach trafił do Wołogdy, czyli miasta, z którego pochodziła rodzina jego ojca. W Wołogdzie pozwolono mu na praktyki lekarskie w tamtejszym szpitalu psychiatrycznym.
W 1904 nielegalnie uciekł z zesłania i przebywał w Paryżu i Szwajcarii. Tam związał się z bolszewikami i był bardzo blisko Lenina i innych przyszłych wodzów krwawej rewolucji i budowniczych Związku Radzieckiego. Wkrótce Malinowski-Bogdanow - z przyczyn ideologicznych - popadł w konflikt z Leninem, który chciał go wykluczyć ruchu bolszewickiego. Wielu stanęło w obronie Bogdanowa, w tym najbliżsi współpracownicy Lenina, jak Lew Kamieniew.
Na emigracji sokółczanin sporo pisał, a jego twórczość wyprzedzała swoją epokę, gdyż było to science-fiction, jakie znamy dzisiaj. Jego najsławniejszą książką była „Czerwona gwiazda”. Mówiła o komunistycznej utopii na... Marsie. Oraz o Marsjanach szykujących inwazję na Ziemię. A wydał to 108 lat temu.
Jeszcze większym wizjonerem był, jeśli chodzi o medycynę. Widział jej przyszłość i nawet dzisiaj medycyna nie stoi na takim poziomie, o jakim on myślał. Jako lekarz badał przede wszystkim procesy starzenia oraz jak je zatrzymać, lub nawet odwrócić. Gdyby mu się udało, dziś wszyscy byliby piękni i młodzi. Wszystkie eksperymenty przeprowadzał na sobie. Oprócz tego zajmował się filozofią, ekonomią i teorią systemów, która jest dziś mocno powiązana z cybernetyką i informatyką. A do tego uznaje się go za współtwórcę empiriomonizmu, a jego „Tektologia” jest traktowana jako przyczynek do prakseologii.
Do Rosji wrócił w 1913 roku, za sprawą amnestii z okazji 300-lecia dynastii Romanowych. Po wybuchu I wojny światowej został powołany do wojska i służył jako lekarz. Po rewolucji październikowej został profesorem na Uniwersytecie Moskiewskim. Był również organizatorem Socjalistycznej Akademii Nauk i założył instytut zajmujący się transfuzją krwi. W latach 20. został aresztowany przez GPU (wcześniejsza CzeKa, późniejsze NKWD), ale jakimś cudem został wypuszczony na wolność po pięciu tygodniach.
W 1917 roku założył prężną organizację Proletkult, zajmującą się kulturą i kształceniem proletariatu. W przeciwieństwie do Lenina, Bogdanow uważał, że kultura socjalistyczna powinna być tworzona przez proletariat, a nie przez socjalistyczne elity. Organizacja została rozwiązana w 1932, bo według władz radzieckich tworzyła coraz większą konkurencję.
Tak jak wspomniano powyżej, Bogdanow wszystkie eksperymenty medyczne przeprowadzał na sobie. Ostatni eksperyment zakończył się jego śmiercią w 1928 roku.
Aleksander Malinowski „Bogdanow” nie był czekistą torturującym i rozstrzeliwującym ludzi, ani dygnitarzem czy sędzią serwującym na prawo i lewo wyroki śmierci. Mimo wszystko, popierał jednak ustrój, który jest odpowiedzialny za śmierć ponad 150 milionów ludzi. Gdyby nie to, mielibyśmy sokółczanina, którym moglibyśmy się pochwalić. A tak, pozostanie lokalną ciekawostką historyczną.
Edward Horsztyński