Mija już 101 lat od wielkiego exodusu ludności, zwanego bieżeństwem, który nie ominą również Sokólszczyzny. Choć żadne opracowania dotyczące I wojny światowej o nim nie mówią, to zachowały się rodzinne opowieści dotyczące tej wielkiej wędrówki i historia coraz częściej wspomina o tym wydarzeniu.
W 1915 roku, wraz z przesuwającym się frontem, władze carskie postanowiły zastosować taktykę spalonej ziemi. Choć wojna zawsze jest straszna, rosyjscy propagandyści prześcigali się w pomysłach na opisanie bestialstwa Niemców. Mieli oni ucinać kobietom piersi, a dzieci wrzucać do studni. Do ucieczki nawoływało także prawosławne duchowieństwo. Choć księża katoliccy wzywali do zostania, a samo bieżeństwo kojarzy się niemal wyłącznie z ludnością ruską i prawosławną, Polacy również wyjeżdżali na wschód, stanowili około 13 procent ogółu. Znane są też przypadki bieżeństwa z rdzennie polskich regionów, jak na przykład okolice Ostrołęki. Na bieżeństwo udali się też Tatarzy z Malawicz Górnych i Bohonik. Jednym z tych, którzy wrócili, był imam Stefan Mustafa Jasiński z Malawicz Górnych, który zmarł rok temu w wieku 104 lat (czytaj tekst Nie żyje Stefan Mustafa Jasiński).
Za początek bieżeństwa uznaje się datę 3 maja. Trwało ono do września 1915 roku. Ci, którzy nie chcieli pójść dobrowolnie na wygnanie, byli straszeni przez kozaków. Bywało, że carscy żołnierze puszczali wsie z dymem, by nic nie zostawić Niemcom, a ci mieszkańcy, którzy wciąż nie byli pewni, nie mieli innego wyjścia i musieli uciekać.
Bieżeńcy z guberni grodzieńskiej (w tym z Sokólszczyzny) stanowili ponad 30 procent uchodźców i jest to liczba zatrważająca. Ludziom w drodze często brakowało jedzenia, a nawet i wody. Zaczęła się pojawiać cholera, gruźlica i tyfus. Uchodźcy chowali swoich bliskich przy drodze, bo nie było innego wyjścia. Ci co wrócili, niechętnie to wspominali. Była to droga przez piekło i w drodze zmarła ponad jedna trzecia bieżeńców.
Ludzie, którzy często przez kilka pokoleń nie opuszczali granic swoich małych ojczyzn, jaką była również nasza kochana Sokólszczyzna, udawali się na Kaukaz, za Wołgę, czy na Syberię, a niektórzy wręcz nad granicę rosyjsko-chińską. Ciekawostką były dla nich nie tylko arbuzy, czy inne egzotyczne owoce, ale też ziemia, która była o wiele bardziej urodzajna od naszej. O ile podróż była koszmarem, w którym niektórzy stracili niemal całą rodzinę, pobyt w Rosji wspominali całkiem dobrze.
Jako że wiele mężczyzn było w wojsku, Imperium Rosyjskie potrzebowało rąk do pracy. Część bieżeńców została skierowana do miast, gdzie otrzymywali pracę w fabrykach, lub zasiłki, a reszta (większość) na wieś. Komitet Wielkiej Księżnej Tatiany wspierał bieżeńców jak tylko mógł, a i pojawiło się wiele mniejszych organizacji, na przykład polskich, które starały się, by bieżeńcy polskiego pochodzenia nie zostali zbytnio rozproszeni, co utrudniłoby powrót.
Miejscowa ludność odnosiła się do bieżeńców nadzwyczaj życzliwie. Wszystko zmieniło się wraz z wybuchem rewolucji. Ludzie stali się wobec siebie nieufni, a bieżeńcy jako element obcy byli traktowani z nieufnością jeszcze większą. Skończyły się też zapomogi i w kraju ogarniętym chaosem, rewolucją i wojną domową większość miejsc pracy została zamknięta. Oprócz tego zaczął się czerwony terror i niejeden bieżeniec stał się przypadkową ofiarą krwawego szaleństwa i bezlitosnej Czerezwyczajki. Wybuch wojny polsko-bolszewickiej jeszcze bardziej utrudnił powrót. Ostatni bieżeńcy wracali do kraju nawet jeszcze w latach 1921-23.
Ci, którzy mieli szczęście, wracali do pustych, rozszabrowanych domów. Reszta musiała spalone przez kozaków gospodarstwa odbudowywać od zera. Oprócz tego wiele się zmieniło, odrodziła się Polska i ludzie ci musieli się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Zwłaszcza prawosławni mieli wiele obaw, gdyż wcześniej ich religia była religią państwową, a teraz stanowili mniejszość i bali się dyskryminacji.
Koniec końców, ci którzy nie udali się w bieżeństwo i nie dali się wypędzić, lub przeczekali przejście frontu w lasach, wyszli na tym o wiele lepiej.
Według Komitetu Wielkiej Księżnej Tatiany, w bieżeństwo udały się trzy miliony ludzi, z czego 67,5 procent stanowili Białorusini i Ukraińcy, 13,2 procent Polacy, 6,4 procent Żydzi, 4,9 procent Łotysze, a 8 procent składało się z wielu innych nacji jak Litwini, Estończycy, Ormianie i Tatarzy. Z czego, tak jak wcześniej wspomniane, 31 procent pochodziło z guberni grodzieńskiej, 24 procent z Wołynia, 11 procent z guberni chełmskiej i 6 procent z kowieńskiej. Najprawdopodobniej liczba bieżeńców wynosiła więcej niż trzy miliony.
Bieżeństwo było ogromnym exodusem ludności, niespotykanym dotąd w tej części świata, wydarzeniem mającym ogromny wpływ na Podlasie i Sokólszczyznę. Jest to jednak temat bardzo słabo znany i niedopracowany. Sami bieżeńcy albo nie bardzo chcieli opowiadać o swoich przeżyciach, albo ich opowieści nie były zrozumiałe dla ich potomków. Dziś temat ten powraca, choć nie ma już komu opowiadać. Głośniej o bieżeństwie zrobiło się rok temu, kiedy to przypadała jego setna rocznica. Również w Sokółce można było zobaczyć wystawę poświęconą tamtym wydarzeniom.
Jedną z osób, które badają ten temat i zbierają wspomnienia bieżeńców, jest sokółczanka Aneta Prymaka-Oniszk. Prowadzi ona stronę biezenstwo.pl. Pani Aneta pochodzi z Knyszewicz, które to podczas bieżeństwa całkowicie opustoszały.
Edward Horsztyński