Sam obiekt był dość dziwny, inny niż te, o których mówi się zazwyczaj: prostokątny z oknami - mówi Arek Mizga z Ropczyc na Podkarpaciu. Na jego blogu pojawiła się relacja mieszkanki Sokółki ze spotkania z nieznanym obiektem latającym z 2004 roku.
- Wiem, ludzie się z tego śmieją, ale nie mają często żadnych argumentów. Są przecież świadkowie. W związku z bliskim spotkaniem trzeciego stopnia z 1978 roku w Emilcinie przeprowadzono 500 godzin badań naukowych. Natomiast pani z Sokółki, która zgłosiła się do mnie też wolała pozostać anonimowa, aby nie naigrywano się z niej w jej środowisku - mówi Arek Mizga.
Co więc miałoby wydarzyć się w Sokółce osiem lat temu?
"29 czerwca 2004 roku pomiędzy 22 a 23 pani Sabina (imię zmienione) oraz jej mąż zauważają z okna jasny obiekt krążący na niebie. Świadkowie obserwują obiekt przez lornetkę z przerwami" - pisze na swoim blogu Arek Mizga. "Na prośbę pani Sabiny około godziny 1 wraz z bratem oraz jego dziewczyna postanawiają w czwórkę podjechać samochodem w ustronne miejsce poza miasteczkiem, aby zaczekać na pojawienie się obiektu. Tak faktycznie się stało".
Dalej przebieg zdarzeń relacjonuje pani Sabina: "Obiekt na początku wygląda jak gwiazda, tzn. jest wysoko i ledwo można go odróżnić. (...) Niekiedy leci już w owalnym świecącym kształcie, migających tych światełek jest dużo. Są naokoło pojazdu na tzw. poduszkach. Od razu go było widać, nie powiem na ile metrów, bo było ciemno. Gdy nad sklepem zaczął się obniżać, to już przypominał autobus. Na niebie porusza się płynnie, bezgłośnie, to przyspiesza a czasem nie można go znaleźć. Od razu widać że to żaden samolot, ponieważ ruchy są inne. To leciał, to przystawał, cofał (bez zawracania, choć koło sklepu to zrobił), niekiedy był widoczny, a chwilę potem ten owal z kolorowymi światłami znajdował się ileś metrów dalej. Jest szybki, autem go goniliśmy to dobrze, że policji nigdzie nie było, bo byłby mandat".
"Obiekt poruszał się w różne strony a świadkowie postanowili pojechać w jego kierunku. Wywiązał się pościg świadków za obiektem, który lecąc nad miasteczkiem a dokładnie nad ulicą Kresową powodował przygasanie latarni ulicznych. Świadkowie zatrzymali się przed sklepem spożywczym, na niewielkim parkingu. W trójkę wyszli na zewnątrz, w samochodzie pozostała jedna kobieta przestraszona zaistniałą sytuacją. Świadkowie podeszli kilka metrów w kierunku widocznego w dali obiektu który powoli poruszał się w kierunku wschodnim. Niespodziewanie z pozoru niewyraźny jasny obiekt zaczął obniżać lot i zawisł około 100 metrów od przerażonych obserwatorów. Jego obniżanie nad latarnią uliczną przebiegało bardzo płynnie. Wówczas świadkowie mogli dostrzec dokładny kształt i szczegóły obiektu. Obiekt najprawdopodobniej unosił się około 15 metrów nad ziemią w odległości pomiędzy 60 a 100 metrów od świadków" - pisze Arek Mizga.
"Obiekt obrócił się w ten sposób, że ukazała się jego tylna strona w kolorze metalicznym. Wzniósł się w górę i skierował w kierunku wschodnim, lecąc w stronę lasów. Całe zdarzenie trwało około 7 minut, a obserwacja obiektu koło sklepu - około 2 minut" - podsumowuje ufolog z Ropczyc.
Spytaliśmy go, czym - jego zdaniem - był ten obiekt.
- Nie sądzę, że to są kosmici. Ja w to nie wierzę. W grę mogą wchodzić inne wymiary czasu. Zany fizyk Stephen Hawking uważa, że takie obiekty pochodzą z innego czasu, że czas jest możliwy do zwijania - mówi Arek Mizga. - W grę mogłyby też wchodzić tajne urządzenia wojskowe, ale testowanie ich nad takimi miejscami jak Sokółka byłoby pozbawione sensu.
Spotkanie drugiego stopnia w Sokółce. Relacja pani Sabiny. Wideo:
Pełny zapis wydarzeń z 2004 roku można przeczytać na blogu Arka Miazgi.
(is)